
Szymańscy w górach – Noc w schronisku
Poranek w pensjonacie rodziny Szymańskich był ekscytujący. Tata co chwila zaglądał do pokoju dzieci i pilnował, żeby wszyscy są byli spakowani jak należy. Wszystko dlatego, że rodzinę czekała noc w górskim schronisku.
– Pamiętajcie, że nie bierzemy zbyt wielu rzeczy, a wszystko, co niezbędne musi się zmieścić do plecaków – przypominał, poprawiając dopasowując paski swojego plecaka.
Antek siedział na podłodze i wybierał samochodziki, które planował spakować.
– Antek, naprawdę myślisz, że resoraki przydadzą ci się w schronisku? – zapytała mama, patrząc na niego z uśmiechem.
– A co, jeśli spotkamy inne dzieci? Moglibyśmy urządzić wyścigi! Dla tych zabawek to jedyna szansa, aby zobaczyć góry – odpowiedział z entuzjazmem.
Jakub siedział przy stole i przeglądał atlas gwiazd, który znalazł w biblioteczce pensjonatu.
– Ciekawe, czy dzisiejszej nocy niebo będzie przejrzyste – powiedział rozmarzony. – Myślicie, że uda się zobaczyć coś ciekawego?
Julka pakowała swój szkicownik i kredki.
– Chcę narysować schronisko i to, co zobaczę po drodze – oznajmiła. – Może nawet uda mi się uchwycić jakieś zwierzęta.
Mama z uśmiechem wręczyła każdemu dziecku małą latarkę i ciepłe bluzy.
– W górach wieczory są bardzo zimne, a w schroniskach najczęściej nie ma tyle wygód, co w naszym pensjonacie. Ale właśnie to w nich jest magiczne – powiedziała. – Gotowi? Ruszamy!
Droga do schroniska wiodła przez malownicze ścieżki, które wiły się wzdłuż potoków i przez gęsty las. Szum strumienia i śpiew ptaków tworzyły spokojną melodię, a dzieci z entuzjazmem wypatrywały ciekawych widoków.
– Patrzcie, jaka wielka pajęczyna! – zawołała Julka, wskazując na delikatną sieć rozpiętą między gałęziami. – Wygląda, jakby była pokryta kroplami rosy.
– A to nie jest rosa, tylko magiczny pył – zażartował Antek. – Może to sprawka leśnych elfów?
Jakub zatrzymał się na chwilę, by przyjrzeć się małym, białym kwiatkom rosnącym przy ścieżce.
– A co to za rośliny? – zapytał, wskazując na delikatne kwiaty, które wyglądały jak miniaturowe gwiazdy.
Mama spojrzała na rośliny i odpowiedziała:
– To przebiśniegi. Są jednymi z pierwszych kwiatów, które pojawiają się po zimie. Prawda, że wyglądają uroczo?
Tata szedł na końcu, z plecakiem, który wydawał się wyjątkowo ciężki. Co kilka minut poprawiał pasy, co wywoływało zainteresowanie dzieci.
– Tato, co ty tam masz? Kamienie? – zapytał Jakub, spoglądając podejrzliwie.
Tata uśmiechnął się tajemniczo.
– Powiedzmy, że w środku jest coś, co przyda nam się wieczorem – odpowiedział. – Ale najpierw musimy dotrzeć do schroniska.
Antek, nie mogąc powstrzymać ciekawości, próbował wymyślić, co to może być.
– Pewnie ukryłeś tam jakieś super tajne urządzenie! Może latarkę z laserem? – zapytał z błyskiem w oku.
Tata zaśmiał się, ale nic nie odpowiedział. To tylko podsyciło zainteresowanie dzieci.
Po drodze rodzina natknęła się na owcę, która spokojnie przeżuwała trawę. Ku ich zaskoczeniu owca zaczęła podchodzić bliżej nich. Jej białe futro kontrastowało z zielenią łąki, a dzieci nie mogły oderwać od niej wzroku.
– Myślicie, że lubi kanapki z serem? – zapytał Antek, wyciągając drugie śniadanie.
– Nie, ale może polubi twoją kurtkę, jeśli będziesz się za bardzo z nią spoufalał – zażartowała mama.
Owca obwąchała plecak Antka, co wywołało jego głośny śmiech.
– Sam nie wiem, co najbardziej jej się spodobało! Chyba plecak – zaśmiał się, próbując odgonić owcę.
Po chwili owca spokojnie wróciła do swojej trawy, a rodzina ruszyła dalej. Śmiech i rozmowy towarzyszyły im aż do kolejnego zakrętu, gdzie ścieżka zaczynała się piąć stromo w górę. Czekała na nich mała wspinaczka. Wszyscy szli gęsiego, jeden za drugim i nikt się nie odzywał. Słychać było tylko głośne sapanie i szuranie butów.
Gdy dotarli na miejsce, dzieci zaniemówiły z zachwytu. Schronisko było niewielkim, drewnianym budynkiem z charakterystycznym dwuspadowym dachem. Przy wejściu stała solidna ławka z grubego drewna, idealna na odpoczynek. W środku było bardzo przytulnie. Ciemne, drewniane ściany zdobiły stare malunki górskich szczytów i wspinaczy z dawnych lat, a gdzieniegdzie powieszono ręcznie malowane tabliczki z cytatami dotyczącymi gór. Szczególną uwagę dzieci zwróciła tabliczka z napisem W górach odnajdziesz siebie. W rogu sali stał piec kaflowy, który rozgrzewał wnętrze i wypełniał je miłym zapachem palonego drewna.
– Pachnie drewnem i czymś słodkim – zauważyła Julka, rozglądając się z ciekawością. – Jak w bajce!
W schronisku przywitał ich starszy mężczyzna w kraciastej koszuli, z siwą brodą i uśmiechem, który wydawał się jeszcze cieplejszy niż piec.
– Dzień dobry, wędrowcy! – zawołał z entuzjazmem. – Długa droga za wami? Na szczęście wydajemy dziś specjalność tego domu: naleśniki z jagodami. Nic tak nie smakuje w górach, jak gorące naleśniki z jagodami z lasu!
Dzieci nie trzeba było przekonywać. W mgnieniu oka usiedli przy jednym z masywnych, drewnianych stołów. Z niecierpliwością obserwowali, jak gospodarz nakłada na talerze porcje naleśników, które wyglądały jak małe dzieła sztuki – każdy posypany cukrem pudrem i oblany sosem jagodowym.
– Smacznego! – powiedział gospodarz, podając im parujące dania.
Każdy kęs był jak kawałek nieba, a pałaszowanie co chwila przerywały okrzykami zachwytu dzieci.
– To najlepsze naleśniki, jakie jadłem! – ogłosił Antek z ustami pełnymi jagód, wywołując uśmiech u reszty rodziny.
– Powinnam je narysować w moim szkicowniku, ale boję się że ostygną! – zażartowała Julka. – Muszę dokładnie zapamiętać jak wyglądają.
Mama spojrzała na gospodarza i z uśmiechem powiedziała:
– Jagodowe arcydzieła. Coś mi się wydaje, że będziecie musieli nas się stąd pozbyć siłą, bo nie będziemy chcieli odejść.
Gospodarz zaśmiał się serdecznie.
– Taka magia schronisk – odpowiedział. – A po naleśnikach zapraszam na herbatę ziołową.
Po kolacji dzieci odkryły uroki wieczoru w górach. Sala wspólna wypełniła się rozmowami turystów. Przy piecu kaflowym kilku młodych wspinaczy dzieliło się swoimi przygodami na szlaku, a w kącie starsza para grała w szachy. W powietrzu unosił się zapach gorącej herbaty z cytryną, cynamonem i goździkami, który idealnie współgrał z ciepłem pieca.
Tata spojrzał na zegarek i uśmiechnął się tajemniczo.
– Czas na nasz główny punkt programu – oznajmił, sięgając do plecaka.
Dzieci zaintrygowane obserwowały, jak wyciąga mały teleskop.
– Wiedziałem, że coś tam chowasz! – zawołał Jakub. – Ale po co teleskop?
– Dzisiaj jest szczególny dzień. Na niebie zobaczymy deszcz meteorów – odpowiedział tata z uśmiechem.
Rodzina szybko ubrała ciepłe bluzy i kurtki, a potem wyszła na zewnątrz. Przed schroniskiem rozciągał się widok na otwartą przestrzeń, nad którą nocne niebo usiane było milionami gwiazd. Drewniana ławka, na której usiedli, skrzypiała lekko pod ich ciężarem, a wokół panowała cisza przerywana jedynie odgłosami wiatru.
Pierwszy meteor przeciął niebo, zostawiając za sobą świetlisty ślad, jakby ktoś malował linie na granatowym płótnie. Dzieci krzyknęły z zachwytu, a Julka aż podskoczyła, trzymając się koca.
– Patrzcie! Tam jest kolejny! – zawołała, wskazując palcem.
Tata spojrzał przez teleskop i zaczął opowiadać o meteorach:
– Meteory to fragmenty kosmicznych skał, które spalają się w atmosferze Ziemi. Czasami meteor może nawet spaść na ziemię, choć to bardzo rzadkie. Taki meteor, który dotarł na powierzchnię ziemi nazywamy meteorytem.
Julka obserwowała z zachwytem kolejną smugę światła.
– To tak, jakby niebo świętowało – powiedziała cicho.
W przerwach między spadającymi meteorytami dzieci zaczęły wymyślać swoje własne gwiazdozbiory. Antek wskazał na grupę gwiazd i ogłosił:
– Tam jest „Resorak”, a obok „Kosmiczny Hot Dog”!
Jakub, próbując poważnie podejść do sprawy, stworzył coś, co nazwał „Galaktycznym Okularem”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, kiedy Antek dodał:
– A Julka pewnie widzi „Magiczny Szkicownik”!
Rodzina spędziła długi czas na wspólnym podziwianiu nieba, wymieniając się spostrzeżeniami i żartując. Każdy kolejny meteor wydawał się piękniejszy od poprzedniego, a cisza nocy sprawiała, że chwila była jeszcze bardziej wyjątkowa.
Po długim wieczorze rodzina wróciła do wnętrza schroniska, gdzie na piętrowych łóżkach każdy znalazł swoje miejsce. Mama zasnęła pierwsza, a dzieci wymieniały się szeptem ostatnimi wrażeniami.
– Tato, to był najlepszy wieczór tego wyjazdu – powiedział Jakub.
– I najlepsze naleśniki – dodał Antek.
Tata uśmiechnął się, gasząc latarkę.
– Góry zawsze mają coś specjalnego do zaoferowania. A jutro będzie kolejny piękny dzień – odpowiedział.
Rodzina zasnęła, otulona spokojem górskiej nocy, z wizją kolejnych przygód.


4 komentarze
Beata
Bardzo mi się podobają, są cudowne, to jest to czego mi brakowało.
Adam Brykowicz
Bardzo mi miło 🙂 Polecam książkę i e-book ❤️
Karolina
Kółek i szyna to nasza ulubiona bajka 🙂 czekamy na więcej ❤️ piękne bajki z morałem ❤️
Adam Brykowicz
Bardzo dziękuję! Nowe bajki już niedługo 🙂