
Drużyna Asów – Rugby
W sali gimnastycznej unosił się zapach świeżo nawoskowanej podłogi i lekko przypalonego tostera z pokoju nauczycielskiego. Alan Tokarz stał przy tablicy ogłoszeń z piłką w rękach, przypominającą nieco przerośniętego ziemniaka. Przekrzywił głowę i przeczytał:
Międzyszkolny sparing rugby – SP 7 vs SP 3 „Husaria” – sobota, godz. 10:00
+1 pkt Fair-Play za cały mecz bez faulu.
– Rugby? To nie tam, gdzie można biec ile wlezie i nie ma spalonych? – zapytał z entuzjazmem. – Dajcie mi tę piłkę, zrobię z nią sprint jak z boiska do autobusu!
Basia Płonka wyjęła z kieszeni notatnik i poprawiła okulary.
– Nie ma spalonych, ale są inne rzeczy. Podania tylko do tyłu. Młyny. Szarże. I… piłka w kształcie jajka.
Igor Leśniewski, stojąc obok jak żywa barykada, pokiwał głową.
– To wygląda jak sport, w którym można kogoś niechcący przerzucić przez ławkę. Nie wiem, czy to dla mnie.
Basia zerknęła raz jeszcze na plakat, potem spojrzała na Igora.
– W rugby nie ma hełmów ani twardych zbroi jak w futbolu amerykańskim – wyjaśniła. – Ale też nie ma przerw co kilka sekund. Gra toczy się prawie bez zatrzymań.
– I nie rzuca się piłki do przodu? – zdziwił się Kajetan.
– Właśnie. Można tylko do tyłu albo w bok. Cała drużyna musi iść razem – powiedziała Basia, a jej ton brzmiał niemal z podziwem. – I zamiast jednego spektakularnego podania… trzeba zrobić sto dobrych decyzji.
Alan zamyślił się na chwilę, po czym wzruszył ramionami.
– Czyli sprinty bez taranowania. Brzmi jak wyzwanie.
W tym momencie wkroczył trener Wiktor Sawicki. W dłoni trzymał piłkę rugby i gwizdek, który wyglądał, jakby miał więcej zadrapań niż drużyna po intensywnym treningu. Na przenośnej tabliczce kredą dopisał jedną linijkę:
+1 pkt Fair-Play za cały mecz bez faulu.
– Rugby to gra siły, ale też honoru – powiedział. – Utrzymać tempo i szacunek przy kontakcie? To sztuka. A dziś możecie ją opanować.
Na kolejnym treningu trener rozłożył na boisku plastikowe pachołki i narysował kredą linię młyna. Dzieciaki stały w dwóch rzędach – twarzą do siebie – lekko pochylone, z rękami na ramionach sąsiadów.
– Młyn to sposób na uczciwe rozpoczęcie po błędzie. Wszyscy napierają równocześnie, żeby odzyskać piłkę – tłumaczył Wiktor, poruszając się między nimi. – I pamiętajcie: nie chodzi o to, żeby kogoś wypchnąć na orbitę. Chodzi o stabilność.
Alan pstryknął palcami.
– To znaczy, że to gra o pchanie się z sensem?
Igor uśmiechnął się szeroko.
– Czyli moja specjalność.
W kolejnych ćwiczeniach Alan kilka razy próbował przebić się przez „obronę” samodzielnie, kończąc z piłką na ziemi i uśmiechem przeciwnika nad sobą.
– Gdybyś tylko podał! – rzucił Igor, zbierając piłkę.
– Gdybyś tylko był tam wcześniej! – odburknął Alan.
Trener tylko westchnął i zaznaczył coś kredą na bocznej tablicy:
Bieg bez drużyny to tylko sprint w kółko.
W sobotę boisko przy SP 7 zamieniło się w małe pole bitwy. Po jednej stronie – Drużyna Asów, po drugiej – „Husaria” z trójką w logo i przydomkiem „Niezłomni”.
Z trybun spoglądali uczniowie starszych klas, kilku rodziców i woźny Jarek z termosami herbaty. Basia z Dodo tłumaczyły widzom zasady, a Kajetan próbował przekonać kapitana przeciwników, że jego nowa opaska na głowie zwiększa prędkość o 20%.
Pierwszy gwizdek. Wystartowali jak konie z boksów.
Pierwsze starcie: Alan otrzymał piłkę, obiegł dwóch zawodników, ale w ostatniej chwili został przewrócony. Piłka wypadła mu z rąk. Przeciwnicy przejęli ją i zdobyli pierwsze przyłożenie – pięć punktów.
Alan, przygryzając wargę, spojrzał na Igora.
– Może jednak powinienem był podać?
Igor tylko przytaknął.
Druga część połowy. Igor wszedł do młyna. Razem z Kajetanem i Zośką zaczęli przepychać linię obrony. Wtedy Alan ruszył, ale… poczekał. Spojrzał do tyłu. Igor wycofał piłkę z młyna i podał. Alan złapał ją pewnie, zrobił zwód i podał jeszcze dalej – do Darii. Ta pobiegła, skręciła w bok i zgrabnie oddała Alanowi. Ostatnie metry pokonał sam, przeskakując linię końcową. Punkt dla Asów.
Basia spojrzała na tablicę: 5 – 5.
W drugiej połowie wszystko zmieniło się w jedną wielką grę zaufania. Igor raz po raz wchodził w kontakt, a Alan za każdym razem podbiegał, by przejąć piłkę. Basia rozdawała krótkie hasła: „lewa, cofka, młyn!” – i drużyna poruszała się jak mechanizm zegarka.
W jednej z ostatnich akcji piłka znalazła się pod nogami przeciwników. Młyn. Obie drużyny ustawiły się, gotowe do starcia. Sędzia rzucił piłkę, a Igor… nie ruszył.
Alan spojrzał zaskoczony.
– Co jest?
– Czekam, aż reszta złapie rytm – powiedział spokojnie Igor.
I rzeczywiście. Gdy tylko Grizzly naparł na rywali, za jego plecami wyczuł, jak Kajetan i Dodo tworzą mur. Piłka przesunęła się w ich stronę. Zośka podała ją do Alana. Alan pobiegł, ale tuż przed linią przyłożeń… podał.
Piłka trafiła z powrotem do Igora, który z całą siłą wbiegł na pole punktowe i rzucił się z piłką na ziemię.
Pięć punktów. Zwycięstwo.
Tablica Fair-Play zamigotała na zielono. Żaden faul, żadna brutalność – cała drużyna zagrała czysto od pierwszej do ostatniej minuty.
Basia zamknęła notes z trzema równymi plusami.
– Czysto zagrane, czysto wygrane – uśmiechnęła się. – Punkt Fair-Play zdobyty.
Trener Sawicki wystukał kredą na przenośnej tablicy:
Najmocniejszy w drużynie jest ten, kto wie, kiedy oddać piłkę.
I ten, kto potrafi nigdy nie oddać faulu.
Alan i Igor przybili sobie piątkę.
– Myślałem, że rugby to gra o prędkość – powiedział Alan.
– Myślałem, że to gra o siłę – odpowiedział Igor.
Zośka uniosła brew.
– A ja myślę, że to gra o to, kto wytrzyma najwięcej błota na kolanach i nadal poda piłkę z uśmiechem.
Kajetan dodał, rozciągając się teatralnie:
– Jeśli w rugby naprawdę nie ma spalonych, to może… zagram też na skrzydle?
Trener tylko się uśmiechnął. A Basia, jak zawsze, podsumowała wszystko jednym zdaniem:
– Nie wszystko, co wygląda na chaos, jest bez zasad. Rugby też ma swój porządek. Tylko… trzeba się w niego wtulić ramieniem.




