
Dinozaury z Wielkiej Skały – Ja chcę być pierwszy!
Poranek na Wielkiej Skale Zabaw zapowiadał się wspaniale. Słońce świeciło jasno, rozświetlając dolinę, a wiatr bawił się liśćmi drzew, wirującymi w powietrzu jak zielone motyle. Na szczycie skały zebrała się czwórka przyjaciół: Kika, żółtozielona welociraptorzyca, podskakiwała z ekscytacją; Taro, szaroniebieski triceratops, rysował coś patyczkiem na piasku; Dono, brązowy ankylozaur z pomarańczowymi łatkami, leżał na ciepłym kamieniu; a Rexi, czerwonawy tyranozaur, przeciągał się i ziewał głośno.
– Mam pomysł! – zawołała Kika, robiąc przewrót. – Zróbmy dziś zawody! W różnych dyscyplinach!
– Świetny pomysł! – ucieszył się Taro. – Zaraz narysuję plan!
Dono uniósł głowę.
– Byle nie za szybko… ja wolno biegam – mruknął z uśmiechem.
Rexi natychmiast się ożywił.
– Tak! Zawody! I ja będę pierwszy! Wszędzie! – oznajmił, dumnie prężąc mięśnie.
Kika spojrzała na niego z błyskiem w oku.
– Zobaczymy, Rexi. Zobaczymy!
Pierwszą konkurencję wymyślił Taro. Naokoło skały prowadziła kręta ścieżka – miejscami wąska i zarośnięta, a miejscami szeroka i wygodna.
– To będzie prawdziwe wyzwanie – powiedział, rysując start i metę patyczkiem na ziemi. – Gotowi? Na miejsca… start!
Wszyscy ruszyli jak burza. Rexi od razu wysunął się na prowadzenie, jego długie nogi mknęły jak sprężyny. Kika depczała mu po piętach, Taro biegł z rozwianym grzebieniem, a Dono truchtał spokojnie z tyłu.
Gdy Rexi przeciął linię mety, zaryczał triumfalnie.
– Ha! Mówiłem, że będę pierwszy!
Kika zatrzymała się obok, dysząc ciężko.
– Byłeś… ale… tylko o ogon przede mną!
Taro usiadł i otarł czoło.
– Ja… potrzebuję odpoczynku.
Dono pojawił się chwilę później.
– To był dobry spacer – powiedział z uśmiechem.
Rexi stanął na skale i rozejrzał się z dumą.
– Pierwszy! Pierwszy! Pierwszy!
Po krótkim odpoczynku Kika zaproponowała nową konkurencję. Wśród skał po wczorajszej ulewie zostało kilka błotnistych kałuż, lśniących jak lustra.
– Zobaczmy, kto przeskoczy najdalej! – zawołała, wskazując największą kałużę.
Kika wystartowała pierwsza. Rozpędziła się i… wylądowała w samym środku kałuży.
– O rany! – zaśmiała się, patrząc na błoto na łapkach.
Taro podskoczył ostrożnie, omijając wodę. Dono zrobił mały sus, lądując tuż przed kałużą.
Rexi rozłożył ramiona, zrobił wielki rozbieg i skoczył… lądując tuż za kałużą.
– Patrzcie! Najdalej! Wygrałem! – zawołał z dumą.
Kika pokręciła głową.
– Ale to miała być najgłębsza kałuża, nie najdalszy skok…
Rexi tupnął nogą.
– Ale mój skok był największy! To powinno się bardziej liczyć!
Taro westchnął.
– Chyba chodziło o zabawę…
Dono wytrzepał błoto z ogona.
– Mnie wystarczy, że nogi mam czyste.
Trzecią konkurencję zaproponował Taro. W pobliżu znajdowała się skalna polanka pełna kamieni o najróżniejszych kształtach.
– Każdy musi znaleźć najdziwniejszy kamień! – ogłosił.
Kika przyniosła kamień przypominający jajko. Dono znalazł taki z dziurką w środku. Taro podszedł z kamieniem w kształcie serca.
– Zobaczcie! Serce!
Rexi wrócił z wielkim głazem.
– A ja mam największy! To chyba znaczy, że wygrałem, prawda?
Kika spojrzała na kamień Taro.
– Ale ten Taro jest… piękny.
– I wyjątkowy – dodał Dono.
Rexi zmarszczył brwi.
– Mój jest większy. To powinno się liczyć bardziej!
Kolejna konkurencja odbyła się na ścieżce otoczonej drzewami.
– Rzucamy kamieniami do tego liścia! – zawołała Kika, wskazując cel.
Każdy stanął w wyznaczonym miejscu. Kika trafiła za drugim razem. Taro po czterech próbach. Dono – za pierwszym.
Gdy przyszła kolej Rexiego, stanął bliżej celu.
– Ej! Rexi! – krzyknęła Kika. – Miałeś stać tam, gdzie my!
– No ale ja… musiałem trafić! – tłumaczył się.
Taro spojrzał na niego z powagą.
– Rexi, tak nie gramy.
Rexi skrzywił się.
– Ale ja… chcę być pierwszy.
Po kilku konkurencjach Kika, Taro i Dono usiedli pod drzewem, zmęczeni.
Rexi podszedł, trzymając liść.
– To co teraz? Jaką robimy konkurencję?
Kika westchnęła.
– Już nie chcemy, Rexi. To nie zabawa, kiedy chodzi tylko o wygraną.
– Ale… ale ja muszę być pierwszy! – zawołał Rexi.
– A czy musisz? – zapytał spokojnie Dono. – Czy nie możesz po prostu się bawić?
Taro pokiwał głową.
– Czasem wygrywasz. Czasem przegrywasz. Ale najważniejsze to cieszyć się razem.
Rexi usiadł na skale i zapatrzył się w dolinę. Przypomniał sobie, jak się śmiali, zanim wszystko zamieniło się w rywalizację.
– Czy to naprawdę takie ważne… być zawsze pierwszy?
Westchnął, zszedł ze skały i podszedł do przyjaciół.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Chciałem cały czas wygrywać… ale zapomniałem, że zabawa to też śmiech i wspólne chwile.
Kika uśmiechnęła się.
– Możemy znów się bawić… ale bez oszukiwania.
– I każdy może być pierwszy, ale nie zawsze musi – dodał Taro.
– A czasem fajnie jest po prostu… być razem – zakończył Dono.
Rexi przytulił ich wszystkich.
– Chcę znów się bawić… z wami.
Na zakończenie zrobili ostatnią konkurencję „na śmiech”: kto zrobi najśmieszniejszą minę.
Kika wykrzywiła pysk tak, że Rexi parsknął. Dono zrobił minę śpiocha. Taro wystawił język i przekrzywił róg. A Rexi… zrobił tak zabawną minę, że wszyscy zaczęli się turlać po ziemi ze śmiechu.
 
	
 
	

 
 



2 komentarze
Paulina
Super:) ale dlaczego nie było w czwartek Szymańskich 🙁
Adam Brykowicz
Dziękuję! Szymańscy wrócą w kolejnym tygodniu z nową przygodą 🙂