
Błysk i Klakson – 5: Zakręt prawdy
Tor Mugello rozlewał się po włoskich wzgórzach jak asfaltowa serpentyna. Długa prosta przypominała język węża, a zakręty wykręcały się tak ciasno, jakby projektował je ktoś, kto naprawdę kocha niespodzianki. Błysk spojrzał na tor z zachwytem.
— To miejsce… ma w sobie wszystko. Prędkość, rytm, elegancję.
— I bardzo śliską nawierzchnię na wirażu numer sześć — mruknął Klakson, wertując notatki i dane pogodowe. — Uważaj tam.
To był ważny dzień. Wyścig eliminacyjny. Zwycięzcy mieli trafić do wyścigowej elity — tam, gdzie Błysk kiedyś był królem. Teraz miał drugą szansę.
W padoku panowało napięcie. Wszyscy przygotowywali się w skupieniu… aż pojawił się on.
Zgrywus.
Lśniący, pewny siebie bolid z ciemnymi szybami, przyklejonym uśmiechem i konwojem pomocników w połyskujących kurtkach. Gdy przejeżdżał obok, zatrąbił krótko, po czym rzucił w stronę Błyska:
— Oho! Nie wiedziałem, że wpuszczają tu też auta z muzeum.
Błysk nawet nie zareagował. Ale Klakson zmrużył reflektory. Już czuł, że ten rywal nie gra czysto.
Noc przed wyścigiem była zbyt cicha. Klakson zasnął w swoim mobilnym namiocie, a Błysk chłodził silnik przy przyczepie. Nikt nie zauważył dwóch ciemnych sylwetek, które pod osłoną nocy odkręciły ich zapas oleju i dolały czegoś, co wyglądało jak zwykły olej silnikowy… ale nim nie było.
Rano wszystko wyglądało normalnie. Do czasu.
Na rozgrzewkowym okrążeniu Błysk zaczął sapać.
— Coś… coś jest nie tak — powiedział przez radio. — Czuję się… ciężki. Silnik jakby się pocił. I jakoś… nie mam mocy.
Klakson zareagował błyskawicznie. Zjechali do boksu. Szybki test, szybki wdech, szybkie spojrzenie.
— Olej. Ma zły zapach. I jest zbyt rzadki. To na pewno nasz olej?
— Na pewno nie — odpowiedział Błysk, patrząc groźnie w kierunku stanowiska Zgrywusa.
Klakson już działał. Wylał z silnika wszystko, co się dało, wlał świeży, gęsty olej. Poprawił filtry, wyczyścił zawory. Ale to wszystko trwało… zbyt długo.
Błysk nie pojechał kwalifikacji. Musiał wystartować z końca stawki.
— To nie fair — mruknął. — Czuję się, jakby mnie… grypa złapała. Dławi mnie, kręci mi się w kołach, nie mogę oddychać pełnym silnikiem.
— Nie jesteś chory. Twój silnik jeszcze nie wrócił do formy. Ale jesteś twardszy, niż się wydaje. Dasz radę. Wiem to — odpowiedział cicho Klakson.
Wyścig rozpoczął się w samo południe. Słońce ledwo co oświetlało tor, a Błysk ruszył z ostatniego pola.
Zgrywus błyszczał na pierwszym, machając do kamer.
— I tak nie dogonicie mnie, lamusy! — rzucił do kamery.
Błysk nie odpowiedział. Miał do pokonania ponad dwudziestu kierowców i głowę ciężką jak silnik lokomotywy.
Pierwsze okrążenia były męczarnią. Silnik nie brzmiał jak dawniej. Przegrzewał się szybciej. Błysk oddychał ciężko i kaszlał, jakby miał grypę. Zakręty przychodziły z trudem, każdy ruch wymagał skupienia.
— Jak się trzymasz? — spytał Klakson przez radio.
— Jakby ktoś wrzucił mi zardzewiałe śruby do skrzyni biegów. Ale jadę.
Z okrążenia na okrążenie Błysk przełamywał swoje zmęczenie. Jechał czysto, konsekwentnie, bez szarżowania. Wyprzedzał jednego przeciwnika za drugim, wykorzystując każdy błąd, każde zawahanie.
Na przedostatnim okrążeniu był już… trzeci.
Z przodu — Zgrywus. Jechał szybko, ale agresywnie. Próbował spychać innych, blokować linie jazdy, podcinać w zakrętach. Komentatorzy zaczęli go krytykować.
— I oto mamy Zgrywusa, który znowu balansuje na granicy regulaminu. Ale za nim… proszę państwa, to Błysk! Co za powrót!
Ostatnie okrążenie. Zgrywus prowadzi. Błysk już drugi. Zakręt numer dziesięć – miejsce idealne do ataku.
Zgrywus próbuje zajechać mu drogę. Ale Błysk nie daje się sprowokować. Przesuwa się delikatnie na zewnętrzną i wyprzedza go czysto, elegancko i z klasą.
Tłum wybucha. Błysk przekracza linię mety jako pierwszy i ponownie staje się ulubieńcem publiczności.
Po wyścigu Zgrywus zaparkował z hukiem i syknął do Błyska:
— Oszukałeś! Miałeś zły olej! Jak to możliwe?!
— A to ciekawe. Skąd akurat ty wiesz o naszych problemach z olejem? Może po prostu mam najlepszego mechanika — odpowiedział Błysk spokojnie i spojrzał na Klaksona, który właśnie ścierał smar z błotnika.
W tle było słychać głos organizatora:
— Gratulacje. Zespół Błysk–Klakson oficjalnie zakwalifikowany do serii mistrzowskiej.
— To nie była tylko walka o pozycję — powiedział Klakson, gdy wracali do przyczepy.
— To była próba — potwierdził Błysk. — I przeszedłem ją nie dzięki prędkości… tylko dzięki tobie.
Traktor uśmiechnął się.
— Teraz zaczyna się prawdziwa jazda.

