
Piksel i przytulisko – 2: Papuga na dachu
Poranek po nocnej przygodzie był w przytulisku wyjątkowo cichy. Tylko Gwizdek nie zamierzał milczeć.
— I wtedy mówię: „Zostaw ten koc, to pułapka!” — opowiadał, kręcąc się na jednej nodze. — A Piksel patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „Gwizdku, ty geniuszu, znowu nas uratowałeś!”
Maurycy, bury kot z zawiniętą łapką, schował pysk w ogon.
— To było inaczej — mruknął. — I bez dramatyzmu.
— A ja pamiętam, że było pysznie — dodał Tofik, królik z czarną łatką. — Ten zapach pizzy… do dziś mi się śni.
Lala przewróciła się na grzbiet, wystawiając brzuch do słońca.
— A ja pamiętam, że nikt nie uciekł z pączkiem.
Piksel siedział przy siatce, uważnie słuchając, ale sam niewiele mówił. Patrzył na miasto. Czuł, że coś znów się zbliża. Coś nocnego.
Tego wieczoru Lala planowała nową wyprawę.
— Dziś idziemy za zapachami — oznajmiła. — W stronę mostu. Tam, gdzie wczoraj pachniało jak… jak…
— Jakby ktoś smażył skarpetki w karmelu — podpowiedział Gwizdek.
— Właśnie!
Ale Gwizdek długo nie wytrzymał w miejscu. Dla rozgrzewki wzbił się w powietrze i zrobił kilka kółek nad schroniskiem. Potem jeszcze jedno. I jeszcze jedno.
— Ej, uważaj! — zawołała Lala. — Wieje!
Porywisty podmuch wiatru uniósł ptaka wyżej, niż planował. Próbował zawrócić, ale było już za późno. Zniknął za ogrodzeniem.
— GWIZDEEEEEEK?!
Cisza.
Gwizdek ocknął się na czymś twardym. Rozejrzał się. Leżał na dachu. Ale nie na kiosku.
Wysoki, ozdobiony rzeźbami w kształcie teatralnych masek budynek nie przypominał niczego, co znał. Rzeźby spoglądały na niego z kamiennym spokojem. Dach skrzypiał pod jego pazurami.
— Halo? — zawołał. — Halo, jestem zgubioną legendą przestworzy! I chyba też trochę głodną legendą!
Echo odpowiedziało: „…głodną legendą…”
— No świetnie.
— Nie każdy potrafi wylądować z klasą — rozległ się głos spod rzeźby.
Z cienia wyłonił się szczur. Tłusty, z ogonem w kształcie wykrzyknika.
— Jestem Tłusty Szczur. Ten dach to scena. A ty właśnie wszedłeś w pierwszy akt.
— Czyli to teatr? — zapytał Gwizdek.
— Teatr Nocy. Każda dachówka tu coś pamięta.
— A którędy się wychodzi?
Szczur wzruszył ramionami.
— Jak w każdej sztuce — albo zejdziesz sam, albo czekasz na brawa.
Tymczasem Piksel nie zamierzał czekać. Gdy minęła godzina i Gwizdek nie wrócił, stanął na środku podwórka.
— Musimy go znaleźć.
Tofik przytulił kocyk.
— A jeśli… spadł do kanału?
— To znajdziemy i kanał.
Lala już się rozciągała. Maurycy tylko westchnął i ruszył za nimi.
Gdy zjawili się przy furtce, zza płotu wychylił się znajomy pysk.
— Szukacie kogoś? — zapytał Kamil z uśmiechem.
— Gwizdek zniknął — powiedział Piksel. — Ostatni raz widzieliśmy go nad drzewem.
— Nad drzewem? Hm… Teatr Miejski ma wysokie dachy. Tam echo najlepiej niesie głupoty. Pasuje do niego.
I tak ruszyli. Przemierzali miasto bocznymi alejkami, chowając się za kontenerami, skrzynkami i stojakami na rowery. Przemykali między cieniami, unikając ludzkich kroków i świateł latarni. Kiedy minęli plac targowy, musieli poczekać, aż dwóch sprzątaczy zakończy rozmowę przy kawiarence. Piksel przykleił się do ściany budynku, Lala przykucnęła za donicą z pelargoniami, a Tofik drżał w kartonie po owocach.
Maurycy narzekał pod nosem:
— Kiedyś byłem kotem salonowym. Teraz chowam się za skrzynką po selerze.
— Wyprawa to wyprawa — syknęła Lala. — Dla przyjaciela!
Kamil prowadził ich z wprawą. Przez tyły piekarni, przez alejkę pachnącą starymi bułkami, aż pod tyły wielkiego budynku z czerwonymi drzwiami i napisem „Wejście dla techniki”.
— Ja nie idę pierwszy — powiedział Tofik.
— A ja nie wchodzę w błoto — dodał Maurycy.
— Ja już jestem w połowie rynny! — krzyknęła Lala.
Kamil pomógł im wspiąć się po beczce. W końcu wszyscy znaleźli się na dachu. Gwizdek siedział na gzymsie, smutny.
— Myślałem, że… że nie wrócicie.
— I zostawić cię z aktorem? — zapytał Piksel. — W życiu.
— Nie aktorem. Szczurem. — Gwizdek roześmiał się przez łzy. — Ale mówi jak reżyser!
Wspólnie usiedli. Z tej strony miasta światła wyglądały inaczej. Bardziej rozproszone. Mniej krzykliwe.
— Niektóre widoki warte są wysiłku — mruknął Maurycy. — Zwłaszcza jeśli po nich schodzi się razem.
Do przytuliska wrócili tuż przed świtem.
— Występ zakończony — powiedział Gwizdek. — Owacje przyjmuję w postaci śniadania.
— A dla ciebie — powiedział Piksel z lekkim uśmiechem — specjalna premiera: biszkopt bez biszkopta.
Wszyscy zamilkli. Piksel zażartował. To był rzadki moment. Gwizdek aż zatrzepotał skrzydłami.
— Dzieje się coś wielkiego — wyszeptał.
Za ich plecami dach teatru jeszcze długo odbijał resztki światła nocy, zanim zapadł poranek.
🚀 To już koniec tej historii… ale to nie koniec przygód!
📖 Podobała Ci się ta bajka? W moich e-bookach znajdziesz wciągające przygody, niezwykłych bohaterów i opowieści, które rozpalą wyobraźnię Twojego dziecka. ✨ Odkryj pełną smoków i odwagi opowieść o Księżniczce Aleksandrze lub rusz w kosmiczną misję z Kosmicznymi Dzieciakami!
💛 Kupując e-booka, wspierasz moją twórczość i pomagasz mi dalej tworzyć darmowe bajki dla wszystkich! Dzięki temu ten blog może istnieć i dostarczać radość dzieciom każdego dnia.
📚 Kup e-booka tutajDziękuję, że jesteś częścią tej bajkowej podróży! 🌟✨

