
Dinozaury z Wielkiej Skały – Nie ruszaj mojego kamienia!
Poranek na Wielkiej Skale Zabaw był leniwy i spokojny. Słońce wspinało się powoli po niebie, ogrzewając skały i liście, które połyskiwały w porannym świetle. Z wiatrem płynął zapach mokrej ziemi, a nad doliną krążyły pterodaktyle, rysując cienkie linie na błękitnym niebie.
Na szczycie pojawił się Dono, brązowy ankylozaur z pomarańczowymi łatkami. Szli za nim Kika, żółtozielona welociraptorzyca, i Rexi, czerwonawy tyranozaur. Dono niósł coś ostrożnie na grzbiecie – duży, gładki kamień, który delikatnie błyszczał w promieniach słońca.
— Dono! — zawołała Kika, podbiegając. — Co to jest? Skąd go masz? Do czego służy?
Dono uśmiechnął się tajemniczo i położył kamień na płaskiej skale.
— To mój kamień relaksacyjny — odpowiedział spokojnie. — Znalazłem go przy rzece. Pomaga mi się wyciszyć, kiedy jestem zdenerwowany.
Rexi zbliżył się, wpatrując w kamień jak zaczarowany.
— Wygląda jak… mały meteoryt! — zachwycił się. — Mogę potrzymać?
Dono pokręcił głową.
— Nie. To mój kamień. Nie chcę, żeby ktoś go ruszał.
— Dlaczego? — zdziwiła się Kika.
— Bo… po prostu jest mój — odpowiedział z lekkim zawstydzeniem.
Taro, który właśnie do nich dołączył, spojrzał poważnie.
— Każdy ma coś, co jest tylko jego. I to trzeba uszanować.
Kika zmarszczyła brwi.
— Hmm… ale to przecież tylko kamień… — mruknęła pod nosem.
Reszta dnia minęła na zabawie. Skakali, wspinali się, budowali liściaste forty, biegali wokół skały. Ale Dono ani na chwilę nie rozstawał się ze swoim kamieniem. Kładł go obok, kiedy siadał. Nosił na grzbiecie, kiedy biegał. Spał z nim pod liściem, gdy robili przerwę.
Kika nie mogła oderwać od niego wzroku.
— To musi być… jakiś magiczny kamień — szepnęła do Rexiego. — Może spełnia życzenia?
— Albo świeci w ciemności! — dodał Rexi, z szeroko otwartymi oczami.
— Albo się rozgrzewa, gdy się na niego dmuchnie! — dorzuciła Kika, coraz bardziej podekscytowana.
Taro spojrzał spokojnie.
— Dono mówił, że to jego kamień. Powinniśmy to uszanować.
Ale ciekawość Kiki rosła z każdą minutą.
— Nie da się mieć tajemnicy w paczce! — fuknęła. — Musimy wiedzieć, co tam jest!
Po południu, gdy Dono poszedł po wodę do strumienia, kamień został sam na skale. Kika spojrzała na Rexiego.
— Teraz albo nigdy — szepnęła.
— Ale… Dono prosił, żeby go nie ruszać… — przypomniał Rexi, choć w jego głosie było więcej ciekawości niż sprzeciwu.
— Tylko dotkniemy! — zapewniła Kika. — On się nie dowie.
Dono nie wracał, więc Rexi podszedł i delikatnie podniósł kamień. Był ciężki i przyjemnie ciepły od słońca. Rexi uśmiechnął się.
— Hej! To naprawdę fajny kamień!
Nagle kamień wyślizgnął mu się z łapek, potoczył po skale, stukając o mniejsze kamyczki… i wpadł do wąskiej szczeliny między głazami.
— O NIEEEE! — zawołała Kika, łapiąc się za głowę. — Co teraz?!
— Ups… — Rexi zrobił wielkie oczy.
W tym momencie wrócił Taro.
— Coście zrobili?! — zapytał z przerażeniem. — Dono prosił, żeby go nie ruszać!
— To był wypadek! — tłumaczył Rexi.
— To Kika mnie namówiła! — dodał po chwili.
Kika odwróciła się, obrażona.
— Sama chciałam zobaczyć, co w nim takiego ważnego!
Chwilę później przyszedł Dono. Zobaczył pustą skałę, potem spojrzał na szczelinę, a na końcu na przyjaciół.
— Co się stało z moim kamieniem? — zapytał cicho.
Kika i Rexi unikali wzroku. Taro westchnął.
— Wpadł do szczeliny. Rexi go dotknął. Ale… nie chcieli źle.
Dono usiadł obok.
— Nie chodziło o to, że wam nie ufam — powiedział spokojnie. — Po prostu… to coś tylko mojego. Coś, co mnie uspokaja.
Kika spojrzała smutno.
— Przepraszam, Dono. Myślałam, że jak się nie dzielisz, to znaczy, że nie jesteśmy przyjaciółmi.
— To nie tak — odpowiedział Dono. — Czasem każdy potrzebuje czegoś tylko dla siebie. I to jest w porządku.
— Ale teraz musimy odzyskać twój kamień! — zawołał Rexi.
Taro spojrzał w szczelinę.
— Potrzebujemy patyka… i mocnej liny z liści!
Razem zabrali się do pracy. Rexi przyniósł najdłuższy patyk. Kika spleciła liściastą linę. Taro przywiązał ją do patyka.
— Operacja: Wyciąganie Kamienia! — ogłosiła Kika.
Próbowali i próbowali. Rexi włożył głowę w szczelinę i… utknął.
— Pomocy! — krzyknął, śmiejąc się jednocześnie.
Kika próbowała go wyciągnąć, ale sama prawie wpadła.
— Ej, nie ciągnij mnie za ogon! — piszczała.
Taro przypadkiem zahaczył patykiem o swój rysunek mapy, zamazując pół doliny.
W końcu Dono, wykorzystując swoją siłę i ciężki ogon, przechylił jeden z głazów, poszerzając szczelinę. Patyk z liną wreszcie dotknął kamienia i udało się go wyciągnąć.
Dono przytulił swój kamień.
— Dziękuję wam — powiedział z uśmiechem.
Usiedli razem na skale. Kamień w blasku zachodzącego słońca błyszczał piękniejszym światłem niż kiedykolwiek.
— Już wiemy, dlaczego był taki ważny — powiedziała Kika.
— Bo czasem… każdy potrzebuje czegoś tylko dla siebie — dodał Taro.
— I trzeba to uszanować — zakończył Rexi.
