
Drużyna Asów – Tenis
Kiedy wtorkowy ranek rozciągał się leniwie po korytarzach Szkoły Podstawowej nr 7, tablica ogłoszeń tuż obok sklepiku z bułkami błysnęła czymś nowym. Śnieżnobiała kartka, przyciśnięta pinezką w kształcie rakiety, głosiła:
Turniej mikstów tenisowych – korty szkolne – trzy pary z każdej klasy
+1 pkt Fair-Play za wygrany punkt przy siatce
Alan Tokarz przeczytał ją na głos, z ustem pełnym bułki z szynką.
– Rakiety? Piłki? Punkty? Jestem w domu.
– Jesteś w boisku, nie w domu – poprawiła go Basia Płonka, poprawiając okulary. – A tenis to sport dla cierpliwych, nie dla biegaczy ze startu do mety.
Kajetan Bayo przesunął palcem po plakacie, jakby badał jego fakturę.
– Widziałem raz taki mecz. Trwał cztery godziny. A na końcu wszyscy tylko podskoczyli, jakby wygrali w bierki.
Daria Kaczmarek wcisnęła między nich telefon, na którym przewijała animację tłumaczącą zasady gry.
– Miksty – to znaczy grają pary mieszane. Jedna osoba odbija z prawej strony, druga z lewej. I nie można się zderzać. Ani machać kijem jak szalony.
– Rakietą – poprawiła ją Basia.
– Przeszukałam magazyn sprzętu – dodała Daria. – Mamy plastikowe rakiety, miękkie piłki i cztery siatki. Trener już wszystko ustawił.
– A czy mamy szansę, jeśli Alan znowu postanowi wygrać wszystko siłą? – zapytała cicho Zośka Bałtycka, nie odrywając wzroku od tablicy.
Alan uniósł brew.
– Chyba nie wierzysz, że można wygrać w tenisie bez mocy?
– A ja wierzę – szepnęła Zośka. – Ale nie w moc rąk.
Trening rozpoczął się od przemowy trenera:
– Tenis to gra linii – powiedział. – I precyzji. Zamiast gonić piłkę, musicie ją zaprosić do tańca.
Alan zamachnął się pierwszy – piłka poleciała wysoko i wylądowała za boiskiem, uderzając w tablicę wyników.
– Taniec zakończony wybiciem okna – mruknęła Basia.
– Albo drzwi wejściowych – dodał Kajetan, który próbował kozłować rakietą jak piłką.
Wtedy trener klasnął w dłonie, odłożył rakietę i powiedział:
– Zanim pójdziecie na kort, poznajcie dwie rzeczy, które odróżniają tenisistę od entuzjasty.
Uniósł rakietę i pokazał:
– Forhend – gdy trzymacie rakietę w prawej ręce i piłka leci po waszej prawej stronie. Uderzacie ją otwartym ruchem ręki, jakbyście machali do kogoś znajomego.
– Bekhend – gdy piłka leci po lewej stronie. Uderzenie z drugiej strony ciała. Dla niektórych trudniejsze, bo ręka musi „przeskoczyć” na drugą stronę. Można grać jednorącz albo oburącz.
Kajetan wypróbował forhend i krzyknął:
– Czyli forhend to machanie, a bekhend to… krzywe machanie!
Trener nie zareagował na żart, tylko napisał obok na tablicy cyfry:
15 – 30 – 40 – gem.
– Punktacja – powiedział. – Kto wygra pierwszą wymianę, ma 15. Potem 30. Potem 40. Jeśli zdobędziecie kolejny punkt, wygrywacie gema.
– Jeżeli obie strony mają 40, nazywa się to „równowaga”. Wtedy trzeba zdobyć dwa punkty z rzędu, by wygrać gema.
– Gramy skrócone sety do czterech punktów, bez przewag. Czyli: cztery punkty – wygrywasz set.
Daria parowała informacje w myślach jak komputer. Alan wyglądał, jakby zrozumiał co drugie zdanie, ale z uśmiechem kiwał głową.
– Czyli jak przegramy, to nie przez brak siły… tylko przez brak kalkulatora – podsumował Kajetan.
Basia zanotowała coś szybko w notatniku.
– Punkt przy siatce jako bonus. Znaczy: trzeba się ruszyć z miejsca. To też tenis.
Trener Sawicki tylko uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że zanim zdobędą punkty, będą musieli zrozumieć coś trudniejszego niż rachunek.
W piątek słońce odbijało się od siatek jak żółte reflektory. Na kortach ustawiły się trzy pary z klasy 5A i trzy z klasy 5C. Kapitan przeciwników – dziewczyna z warkoczem do pasa i rakietą profesjonalną – przywitała się z Alankiem lekkim skinięciem głowy.
– Graliście kiedyś miksty?
– Grałem w badmintona… na kolonii – odparł Alan. – Razem z motylami.
Set pierwszy rozpoczęli Alan i Basia. Piłki latały nisko, szybko, a Alan z każdą piłką nabierał prędkości. Ale nie współpracowali. Basia próbowała go ustawiać, podpowiadać, zmieniać rytm. Alan wolał atakować z każdej pozycji.
Przegrali 2:4. Basia zsunęła okulary na czubek nosa.
– Moc nie widzi linii, tylko przeciwnika. A tenis to gra pola.
– Ale ja… – Alan zaczął, ale zamilkł.
Na kort weszli Kajetan i Daria. Kajetan tańczył przed serwisem, Daria kalkulowała kąty odbicia. Pierwszy punkt padł szybko. Drugi – jeszcze szybciej.
– Gramy na rytm, nie na szok – rzuciła Daria.
W trzeciej wymianie Kajetan doskoczył do siatki i trafił drop-shotem tuż za taśmą.
– Bonus! – zawołał trener. – Punkt przy siatce – zaliczony.
Wygrali 4:1, a Kajetan – jak to Kajetan – zadedykował zwycięstwo „wszystkim, którzy myśleli, że taniec nie pomaga w sporcie”.
Trzeci set. Igor i Zośka.
Nie powiedzieli ani słowa. Spojrzeli tylko na siebie i kiwnęli głowami. Pierwszy punkt przegrali – piłka odbiła się od linii. Potem przyszły trzy długie wymiany: Igor stał twardo jak dąb, odbijał spokojnie. Zośka poruszała się cicho, jak cień – szybka, skupiona, celna.
Przy stanie 3:3 przeciwnicy zaczęli grać na Igora – wysokie piłki, trudne kąty. Zośka wyczuła to i przesunęła się bliżej siatki. Gdy piłka spadła tuż przy taśmie, odbiła ją delikatnie – prosto w narożnik kortu.
Wygrali 4:3. Bonus przy siatce – zdobyty.
Igor spojrzał na swoją rakietę jak na coś magicznego.
– To… było dobre?
– To było dokładne – odpowiedziała Zośka.
Po meczu trener zapisał kredą na tablicy:
„W tenisie najgłośniej gra ta para, która wie, kiedy nic nie mówić.”
Basia pokiwała głową.
– Dziś siła nie dała zwycięstwa. Dała go harmonia.
Kajetan podrzucił rakietę i złapał ją w pół obrotu.
– A ja twierdzę, że mój taniec przy siatce też się liczył!
Daria spojrzała w stronę szatni, gdzie już wisiał nowy plakat:
Trening rugby – wtorek – drużyny 6-osobowe
Zośka zmrużyła oczy.
– Tym razem chyba nie wystarczy cisza. Trzeba będzie umieć mówić… głośno.
– I z impetem – dodał Igor.
Alan westchnął.
– Dobra. Następnym razem oddaję siłę… drużynie.
I tak, zanim zamknęły się drzwi prowadzące z kortów, Drużyna Asów wiedziała, że kolejny sport nie będzie cichy. Ale jedno pozostało niezmienne – ich wspólny rytm.
 
	
 
	

 
 


