
Piksel i przytulisko – 4: Kot, który przewidział deszcz
Niebo było cięższe niż zwykle. Chmury wisiały nisko nad miastem, jakby ktoś zawiesił je tuż nad dachami na sznurkach i zapomniał zabrać. Powietrze drgało przed burzą – ciche, lepkie i gęste. W schronisku nikt jeszcze nie wiedział, że noc będzie inna niż wszystkie.
Piksel leżał przy siatce, jak zawsze, z nosem w stronę miasta. Światła wyglądały inaczej — nie migotały, lecz jarzyły się uparcie, jakby walczyły z nadciągającą ciemnością. Coś w jego łapach mówiło mu, że lepiej byłoby dziś zostać.
Z jednej z budek wyłonił się Maurycy — bury kot z zawiniętą łapką, która przy takich zmianach pogody bolała jak wyrzut sumienia.
— Będzie deszcz — mruknął do siebie, przystając obok Piksela. — Może i burza. Łapa nie kłamie.
Piksel spojrzał na niego kątem oka.
— Myślisz, że aż tak?
— Mówię ci, młody. Każde drzewo w tej okolicy już się schyliło. Ptaki zamilkły. A moja łapa? Dzisiaj to jak barometr z futrem.
Nagle jak spod ziemi wyrósł Gwizdek.
— Coś o ptakach? To ja się znam! I mówię wam: żadnej burzy nie będzie. To tylko… eee… wilgoć teatralna!
— Cokolwiek to znaczy — mruknął Maurycy.
W tej chwili zza ogrodzenia wyłonił się Kamil.
— Przyjaciele! Mam dla was coś wyjątkowego — powiedział, zeskakując z płotu. — Dach biblioteki. Wysoki jak marzenia i cichy jak mysz w rękawiczce. Z niego widać dachy jak otwarte książki. Każdy dom to historia.
Lala aż zapiszczała z radości.
— Idziemy!
— Serio? — westchnął Maurycy. — Mówię wam, burza idzie. I to nie taka do podziwiania z okna.
— Maurycy, od kiedy to jesteś meteorologiem? — rzucił Gwizdek.
— Od kiedy mnie łapa boli na siedem godzin przed deszczem. I boli teraz. Strasznie.
Ale nikt nie słuchał kota. Zafascynowani wyprawą, zbierali się już do wyjścia. Piksel spojrzał jeszcze raz na chmury.
— Może masz rację — powiedział do Maurycego. — Ale nie zostawię ich samych.
Maurycy odwrócił się w stronę swojej budki.
— To niech chociaż ktoś posłucha, kiedy wrócicie mokrzy jak zapomniane pranie.
Miasto przyjęło ich jak zawsze — z półmrokiem, aromatem mokrego asfaltu i cichym szumem w oddali. Szli alejką wzdłuż parku, a potem przeskoczyli przez niski mur za pralnią. Kamil prowadził ich pewnie, jakby znał każdy kamień.
— Z tej strony będzie łatwiej — szepnął. — I mniej światła.
Dach biblioteki rzeczywiście był niesamowity. Ceglana powierzchnia delikatnie lśniła w świetle miasta. Z góry widać było dziesiątki dachów, kominów i błyszczących okien. Każde z nich wyglądało jak osobna historia — zasłonięta firanka, światło w kuchni, ktoś podlewający rośliny na balkonie.
Lala przyciszyła głos:
— Ciekawe, jak to jest… mieć swoje miejsce. Swój kocyk, taki na stałe. Albo swoją miskę.
Tofik westchnął:
— I swoją osobę. Taką, co cię zawsze szuka, gdy się zgubisz.
Piksel nie odzywał się długo. Potem tylko cicho dodał:
— Może i my kiedyś będziemy tym światełkiem w oknie. Dla kogoś.
Cisza była niemal święta.
— To jakby siedzieć w rozdziale książki — powiedział Tofik.
— Ja siedzę na przecinku — dodał Gwizdek, balansując na rynnie.
Wszyscy się śmiali. Ale śmiech ucichł, gdy z oddali dobiegł pierwszy, głuchy grzmot.
— To nic — rzuciła Lala. — Pewnie gdzieś daleko.
Ale niebo nie sądziło tak samo. Minęło ledwie kilka minut, a nad dachami rozszalała się burza. Wiatr szarpał pióra Gwizdka, woda lała się z rynien jak wodospady. Dach stał się śliski jak mydło.
Tofik zsunął się nagle i zawisł na jednej łapce.
— Pomocy!
Lala chwyciła go za futerko, Gwizdek próbował pomóc dziobem, ale sam ledwie utrzymywał równowagę.
Piksel spojrzał w dół. Nie było bezpiecznie. A zejście, które wcześniej wydawało się łatwe, teraz wyglądało jak pułapka.
Wtedy — w świetle błyskawicy — zobaczyli go. Maurycy. Stał na gzymsie sąsiedniego budynku, a obok niego — Kamil.
— No i co? — zawołał kot. — Mówiłem!
— Chodźcie tędy! — dodał Kamil. — Znamy przejście między dachami. Stare, ale pewne!
Z pomocą przyjaciół udało się zejść z dachu i przejść przez zaciszną uliczkę. Schowali się pod daszkiem starego kiosku, gdzie przeczekali najgorsze.
Piksel siedział obok Maurycego, ociekając wodą.
— Dzięki. Naprawdę. I… przepraszam.
Kot tylko machnął ogonem.
— Ktoś musi mówić rzeczy, których nikt nie chce słuchać.
W schronisku było ciepło. Pachniało mokrym futrem i kocami. Lala owinęła się gazetą, Tofik zasnął natychmiast. Gwizdek kichał co kilka minut.
Piksel leżał w swojej budce i patrzył na Maurycego, który powoli czyścił łapkę.
Deszcz nadal stukał w dach.
I tylko jedna myśl wracała jak echo:
Czasem najmądrzejsze słowa wypowiada ten, który wydaje się najmniej skory do mówienia.
🚀 To już koniec tej historii… ale to nie koniec przygód!
📖 Podobała Ci się ta bajka? W moich e-bookach znajdziesz wciągające przygody, niezwykłych bohaterów i opowieści, które rozpalą wyobraźnię Twojego dziecka. ✨ Odkryj pełną smoków i odwagi opowieść o Księżniczce Aleksandrze lub rusz w kosmiczną misję z Kosmicznymi Dzieciakami!
💛 Kupując e-booka, wspierasz moją twórczość i pomagasz mi dalej tworzyć darmowe bajki dla wszystkich! Dzięki temu ten blog może istnieć i dostarczać radość dzieciom każdego dnia.
📚 Kup e-booka tutajDziękuję, że jesteś częścią tej bajkowej podróży! 🌟✨
