
Piksel i przytulisko – 5: Tajemnica listu
Poranek po burzy był zaskakująco jasny. Słońce przecierało się przez ciężkie jeszcze chmury, kapiąc światłem na mokre dachy i parujące alejki. Przytulisko oddychało spokojniej, jakby po wielkim wysiłku. Psy suszyły swoje kocyki, króliki drzemały wtulone w słomę, a Gwizdek rozkładał skrzydła w nadziei, że słońce zrobi z nich znów coś użytecznego.
Piksel, jak zwykle, patrolował ogrodzenie. Lubił tę ciszę po deszczu, kiedy wszystko pachniało świeżością i czymś jeszcze — czymś trudnym do nazwania. Nadzieją?
Zatrzymał się przy jednym z rogów. Coś wystawało spod siatki — zmięty kawałek papieru, częściowo wilgotny, częściowo zakurzony. Chciał już go odrzucić, ale kątem oka dostrzegł litery. Małe, koślawe pismo.
Rozprostował go ostrożnie łapą.
„…za tobą tęsknię. Mam nadzieję, że wciąż mnie pamiętasz. Kochany Max…”
Poczuł dreszcz. Nie znał żadnego Maxa, ale ton tych słów był mu dziwnie bliski.
— Co to jest? — zapytała Lala, gdy chwilę później Piksel położył kartkę na suchym miejscu przy swojej budzie.
— List. Albo jego część. Ktoś to wyrzucił — powiedział cicho.
Gwizdek przyleciał jak błyskawica.
— To nie jest śmieć. To wiadomość! Znalezisko stulecia! Tajemnica! Dramat! Romans? — dodał z nadzieją.
Tofik pochylił się nad literami i zamrugał.
— Dziecko to pisało. Czuć po zapachu kredki.
Maurycy tylko mruknął:
— Piszcząca sentymentalność. Pewnie się komuś zgubiło przy śmietniku.
— A może nie? — Piksel uniósł wzrok. — Może to… ktoś, kto naprawdę czeka. I pamięta.
Zapadła cisza. Krótkie milczenie, w którym każdy z nich poczuł coś znajomego.
— Idziemy szukać reszty — powiedziała Lala stanowczo.
Kamil, który w tym czasie wyjadał resztki dżemu z papierka, uniósł brwi.
— W parku, koło przystanku, często wyrzucają takie rzeczy. Biura, skrzynki, ludzie po przeprowadzkach… Tam wiatr niesie wszystko.
Wyruszyli przed zmrokiem. Miasto jeszcze nie zasnęło, ale zaczynało zwalniać. Przemykali bocznymi alejkami, pod rozklekotaną wiatą i za sklepem z zabawkami. Tam Tofik zatrzymał się przy kolorowej torebce, ale Lala go popędziła:
— Szukamy listu, nie prezentów!
W parku pachniało wilgocią i starym papierem. Gwizdek wypatrzył coś przy ławce — kawałek papieru z rysunkiem psa i napisem:
„…ciągle stawiam miskę, choć wiem, że nie przyjdziesz…”
— To musi być ten sam list — powiedział Piksel. Głos mu zadrżał.
Niedaleko, pod krzakiem, Lala znalazła następny fragment:
„…byłeś moim najlepszym przyjacielem. Uwielbiałem, jak biegaliśmy do rzeki…”
Tofik otarł nos łapką.
— To chyba był ktoś ważny.
Zbliżyła się do nich suczka — starsza, siwa na pysku, z dzwoneczkiem u szyi. Podeszła niepewnie.
— Szukacie Maxa? — zapytała cicho.
Wszyscy spojrzeli na nią zdumieni.
— Znałam go. Był tu kiedyś. Z chłopcem, co często przychodził z książką i rzucał mu patyki. Potem… przestali. Mówili, że Max trafił „w dobre ręce”. Ale nikt go już nie widział.
— I nikt nie zapomniał — dodała Lala.
Później, przy stawie, usiedli na chwilę.
— Myślisz, że psy pamiętają tak jak ludzie? — zapytała Lala.
Piksel milczał chwilę. Wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie.
— Nie wiem. Ale ja… pamiętam zapach podłogi. Dotyk ręki. Głos, który mówił moje imię. To chyba też rodzaj pamięci.
Lala skinęła głową.
— Może pamięć to nie obrazy, tylko uczucia, które zostają.
W ostatnim koszu, przy wyjściu z parku, znaleźli ostatni kawałek:
„Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Twój Tomek.”
Zapanowała cisza. Żadne z nich nie znało Maxa. Ale w tej chwili każdy z nich czuł, jakby go znał. Jakby był jednym z nich.
Kamil, siedząc na barierce, westchnął:
— W tym mieście dużo się wyrzuca. Ale uczucia… te zostają.
Z powrotem w przytulisku Piksel przyniósł wszystkie fragmenty i ułożył je w pudełku po zabawkach, które służyło kiedyś do przechowywania przysmaków.
— Co z tym zrobimy? — zapytał Tofik.
— Zostawimy. Dla pamięci — powiedział Piksel.
Maurycy wyciągnął stary zeszyt i zapisał pierwszą notatkę:
„Sprawa 001: Max – pies zapamiętany. Emocjonalne znalezisko.”
Gwizdek spojrzał na niego szeroko.
— Skąd masz zeszyt?
— Zawsze miałem — mruknął Maurycy. — Po prostu nikt nie pytał.
Tego wieczoru zasnęli szybciej niż zwykle. List leżał bezpiecznie, schowany pod kocykiem, wśród innych drobnych skarbów.
Piksel zamknął oczy i pomyślał:
Choć nikt nie wie, kim był Max, każdy z nas chciałby, żeby kiedyś ktoś napisał o nas podobny list.
I to wystarczyło, by ta noc była ciepła. Nawet bez koca.

