
Świąteczna misja Szymańskich – Rozdział 1.

Cześć!
To pierwszy rozdział mojego nowego e-booka „Świąteczna misja Szymańskich”.
Możesz zapoznać się z historią przed decyzją o zakupie 🙂
Link do zakupu znajdziesz na końcu bajki. Kolejne rozdziały nie pojawią się na blogu.
W domu Szymańskich przygotowania do świąt trwały w najlepsze. Salon zdobiła już pięknie udekorowana choinka, której igły pachniały świeżym lasem. Na jej gałązkach lśniły kolorowe bombki i ręcznie robione ozdoby. Wokół sofy, przy stole i przy choince krzątało się troje dzieci – rodzeństwo trojaczków, które zawsze trzymało się razem, choć każde z dzieci miało swój własny niepowtarzalny charakter.
Julka, starsza od swoich braci o kolejno pięć i dziesięć minut, miała artystyczną duszę. Każdą rzecz dopracowywała w najdrobniejszym szczególe, a stworzenie z pierniczków małych dzieł sztuki uważała za swój obowiązek. Jej jasne włosy były zawiązane kokardką, a w tej chwili zajmowała się lukrowaniem korzennych bałwanków, starannie wybierając kolory.
Obok niej stał Antek, który w naturalny sposób przewodził rodzeństwu. Był najodważniejszy i najgłośniejszy, a to często oznaczało, że to właśnie jego pomysły przeważały w rodzinnych zabawach. Teraz, choć sam nie mógł doczekać się świąt, bawił się w komentowanie tego, co robiła Julka – jako lider zawsze miał swoje zdanie, nawet w kwestii lukru.
Jakub, w okularach i z książką w ręku, do wszystkiego podchodził z naukowym zacięciem. Jego analityczny umysł skłaniał go do zadawania pytań i badania świata. Nawet teraz kieszenie jego spodni skrywały pozostałości po niedawnych eksperymentach – kawałki kory cynamonu i okruchy piernika, które testował ukradkiem, badając ich smak. Trzeba przyznać, że bardziej przypominało to podjadanie, niż prawdziwe eksperymenty.
– Julka, nie wykładaj całego lukru na jednego bałwanka! – śmiał się Antek, kręcąc głową. – On jest bielszy niż śnieg na podwórku!
– Jakub, a ty przestań podjadać! Mikołaj cię widzi! – Julka upomniała drugiego brata jakby w odpowiedzi.
Mama, która przygotowywała na kuchennym blacie ciasto na pierogi, zerknęła na dzieci z rozbawieniem. Dzieci były wyraźnie podekscytowane zbliżającymi się świętami i nic dziwnego – co roku święta u Szymańskich były wyjątkowe, pełne zabaw, niespodzianek i magii.
Tata natomiast próbował rozwiesić ostatnie świąteczne lampki. Trochę się z nimi męczył, czego dzieci nie omieszkały skomentować.
– Tato, tylko postaraj się nie przewrócić choinki! – ostrzegł Jakub, kiedy tata z zacięciem na twarzy wieszał przewód pod sufitem.
– Spokojnie, choinka jest bezpieczna. Mocno jesteście zajęci? Czas przejrzeć świąteczne kartki od naszych najbliższych.
Tata wziął ze stolika stos świątecznych kartek i zaczął je przeglądać. Większość wyglądała podobnie, ale w pewnym momencie jego wzrok padł na coś nietypowego. Wśród kopert z życzeniami od przyjaciół i rodziny znalazł coś, co wyglądało zupełnie inaczej niż reszta.
– O! A co my tu mamy?
Była to czerwona koperta ze złotymi zdobieniami, delikatnie pachnąca świerkiem i jakby… lśniąca. W rogu widniał stempel z gwiazdką. Tata podniósł kopertę, marszcząc czoło.
– Spójrzcie na to – powiedział, pokazując tajemniczy list reszcie rodziny. – Czy to list od Świętego Mikołaja? Wysłany do nas?
Dzieci stłoczyły się wokół stołu, podeszła również mama.
– Myślałam, że to my piszemy do Mikołaja, a nie on do nas! – dziwiła się Julka, spoglądając na kopertę jak zaczarowana.
– Może to pomyłka? – zastanawiał się Jakub niepewnie, ale jego oczy błyszczały z ekscytacji, a analityczny umysł już zaczął formułować hipotezy.
– Ale na kopercie jest nasz adres. Chyba jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, co Mikołaj od nas chce… – powiedziała mama, równie zaintrygowana całą sytuacją.
Tata ostrożnie otworzył kopertę, a dzieci wyciągnęły szyje, by nic im nie umknęło. W środku znajdował się list napisany pięknym, ozdobnym pismem.
Kochana rodzino Szymańskich,
Piszę do Was z dalekiej Laponii, ponieważ potrzebuję Waszej pomocy. Jeden z moich reniferów miał za zadanie dostarczyć szczególne prezenty na miejską Wigilię, ale niestety zaginął gdzieś w Waszej okolicy. Ja sam jestem teraz bardzo daleko, gdzie rozwożę inne prezenty, i obawiam się, że nie zdążę wrócić na czas, by go odnaleźć. Wiem, że to wielka prośba, ale jesteście moją jedyną nadzieją. Tylko Wy możecie prześledzić jego trasę i pomóc mu na czas!
Z najlepszymi życzeniami
Święty Mikołaj
PS Mój przyjaciel – Roman – prowadzi w mieście piekarnię. Często go odwiedzam, może będzie mógł Wam pomóc.
Kiedy tata skończył czytać, dzieci wydały z siebie głośne okrzyki radości i niedowierzania.
– Musimy pomóc! Przecież święta bez prezentów nie będą takie same! – Julka aż podskakiwała z przejęcia.
– Czyli mamy szukać renifera? Ale jak? Czy on naprawdę lata? – zapytał Antek, który z wrodzoną pewnością siebie już planował kolejne kroki.
– Na pewno znajdziemy jakiś trop! – stwierdził Jakub, przypominając sobie historie o reniferach, które słyszał od rodziców.
Rodzina zebrała się wokół stołu, wszyscy wpatrzeni w list od Świętego Mikołaja. Julka, Antek i Jakub siedzieli w milczeniu, z wyraźną ekscytacją w oczach, ale i odrobiną niepewności. Czy rodzice pozwolą im wyruszyć na tak ważną misję? Czy naprawdę będą mogli pomóc samemu Świętemu Mikołajowi?
Dzieci spojrzały na mamę, a potem na tatę, z niecierpliwością wyczekując ich decyzji. Mama i tata wymienili spojrzenia, w których kryło się zarówno zaskoczenie, jak i coś, co można było nazwać… dumą i powagą chwili. Bo przecież taka przygoda zdarza się raz w życiu, i to sam Święty Mikołaj prosi ich o pomoc.
W końcu tata odchrząknął, starając się, by jego głos zabrzmiał spokojnie i poważnie, choć w oczach czaił mu się delikatny uśmiech.
– Dzieci, to bardzo odpowiedzialne zadanie – powiedział z naciskiem. W pokoju zapanowała cisza, a rodzeństwo patrzyło na niego szeroko otwartymi oczami. – Mikołaj w liście wspomniał o swoim przyjacielu, który prowadzi piekarnię. Sądzę, że tam powinniśmy zacząć!
Słowa taty były dla dzieci sygnałem do startu. Julka, Antek i Jakub podskoczyli z radości – wiedzieli już, że rodzice pozwolą im wyruszyć na tę wyjątkową świąteczną misję.
Mama uśmiechnęła się, widząc, jak dzieci się garną do pomocy, i dodała żartobliwie:
– Tylko nie zgubcie czapek po drodze. I nie martwcie się, mamy dość pierniczków na długą drogę.
Cała trójka dzieci rzuciła się do przedpokoju, żeby włożyć ciepłe kurtki, szaliki i czapki, ścigając się, kto ubierze się pierwszy. W międzyczasie tata przygotował samochód do drogi, a mama wzięła koszyk z prowiantem – tak na wszelki wypadek.
Gdy wszyscy byli już gotowi, jeszcze raz spojrzeli na migoczącą w oknie choinkę. Tata zamknął drzwi, pozostawiając światełka w domu, by czekały na ich powrót.
Rodzina ruszyła w stronę samochodu, dzieci pełne energii i radości, rozmawiając wciąż o liście i swojej misji.
– Myślicie, że piekarz naprawdę widział renifera? – zapytał Antek, moszcząc się w foteliku.
– Zaraz się przekonamy. Trzymajcie kciuki, żebyśmy znaleźli pierwszy trop! – odpowiedziała mama, uśmiechając się do dzieci.
Silnik zawył i samochód ruszył w stronę centrum miasta, gdzie czekała piekarnia – ich pierwszy przystanek w tej wyjątkowej świątecznej przygodzie.

To dopiero początek!
Mam nadzieję, że historia Ci się podobała 😊
Jeśli chcesz dowiedzieć się, co było dalej, zachęcam do zakupu e-booka.
Całość historii to 50 stron, co odpowiada długości ponad 8 bajkom jakie znasz z bloga.
E-book jest w stałej cenie 15 zł, a każdy zakup wspiera działanie mojego bloga ❤️



