
Szymańscy w mieście – Biuro Detektywistyczne Szymańscy i Spółka
Śnieg leżał na balkonach grubą warstwą, a dachy pobliskich bloków wyglądały jak wielkie biszkopty posypane cukrem pudrem.
Julka wyszła rano sprawdzić karmnik, który dzień wcześniej zrobili z ciocią Anią. Miała nasypać trochę ziaren, ale już po pierwszym kroku stanęła jak wryta.
– O rety… – wymruczała. – Kto tu zrobił taki bałagan?
Po całym balkonie porozrzucane było ziarno – słonecznik, proso, orzeszki, a nawet kawałki skorupki po pestkach dyni. Karmnik przewrócony, skrzynka z ziemią rozkopana. Wyglądało to tak, jakby ktoś tu w nocy urządził ptasią ucztę wszech czasów.
– Jakub! Antek! Pola! – zawołała dramatycznym tonem. – Mamy sytuację awaryjną! Balkonowa katastrofa!
Dzieci przybiegły natychmiast, jakby wzywała je do akcji ratunkowej. Antek z wytrzeszczonymi oczami spojrzał na rozrzucone ziarna.
– To wygląda… jak sabotaż.
Jakub zmrużył oczy i poprawił okulary. – Sabotaż, albo bardzo źle zorganizowany bufet.
Pola wsunęła dłonie do kieszeni. – Albo… sprawka Gołębia Mafiosa.
Julka aż parsknęła. – Kogo?
– No, tego wielkiego, co zawsze siada na latarni przy sklepie – wyjaśniła Pola, zupełnie poważna. – On tu rządzi. Nikt nie ruszy ziarna bez jego pozwolenia.
Antek od razu złapał klimat. – To on! Don Grrru! Szef wszystkich gołębi!
Jakub spojrzał sceptycznie, ale już po chwili jego oczy rozbłysły. – W takim razie musimy działać metodycznie. Ślady, dowody, świadkowie.
Julka podniosła rękę jak kapitan statku. – W takim razie ogłaszam otwarcie Biura Detektywistycznego Szymańscy i Spółka!
– Zgłaszam się na agenta terenowego! – zawołał Antek. – I będę miał pseudonim… Szybka Łapa!
– Ja zostanę analitykiem śladów – oświadczył Jakub z powagą. – Mam lupę i notatnik.
– A ja będę specjalistką od przesłuchań – dodała Pola. – Żaden wróbel mi się nie wymknie.
Julka roześmiała się. – A ja… szefowa biura. Julka Szymańska, detektyw główny.
I już po chwili cała czwórka wpadła do pokoju, żeby przygotować centrum dowodzenia. Na biurku stanęła tablica korkowa, kredki służyły jako markery, a dyktafonem został stary magnetofon cioci Ani, który działał tylko, jeśli się w niego delikatnie klepnęło z boku.
Julka wcisnęła przycisk i powiedziała z najpoważniejszym tonem, jaki miała:
„Sprawa numer jeden. Operacja Ziarno. Miejsce zbrodni: balkon. Ofiary: ziarno, porządek i nasz spokój. Podejrzani: gołębie, wróble i… ewentualnie Pola.”
– Hej! – oburzyła się Pola. – Dlaczego ja?!
– Bo miałaś wczoraj dyżur dosypywania karmy – przypomniał Jakub, już w trybie śledczym.
– To było o osiemnastej! A teraz mamy dziesiątą rano! – zaprotestowała Pola, ale w jej oczach błyszczała rozbawiona iskierka.
Antek uniósł brew. – Alibi niepotwierdzone.
– Albo… – Julka pochyliła się nad rysunkiem planu balkonu – …to robota kogoś, kto znał miejsce od środka.
Dzieci wymieniły spojrzenia pełne napięcia.
Jakub pierwszy wybiegł na balkon z lupą, a reszta podążyła za nim. Zaczęło się śledztwo.
– Ślady ptasich łapek – zameldował Jakub. – W różnych kierunkach.
– Tu są jakieś pióra! – krzyknął Antek, trzymając jedno w górze. – To jego wizytówka!
– A tu, zobaczcie! – Pola przykucnęła przy drzwiach. – Ktoś zostawił ślady butów… takich jak nasze.
Julka spojrzała uważnie. – Hm. Trop mieszany. Gołębi i ludzki. To musi być coś większego.
– Może współpraca? – zasugerował Antek konspiracyjnym tonem. – Gang!
Julka otworzyła zeszyt i zaczęła notować:
„Ślady potwierdzone. Pióro zabezpieczone. Gołąb Mafioso działa z pomocą niezidentyfikowanego wspólnika.”
W tym momencie z dachu pobliskiego bloku dobiegło głośne, przeciągłe „Grruuuu!”.
Wszyscy zamarli.
Antek uniósł głowę. – On wie, że wiemy.
Przez chwilę wszyscy patrzyli w górę, jakby zaraz miał spaść sam sprawca. Ale z dachu tylko zsunął się odrobinę śnieg. Julka, z miną poważniejszą niż niejeden prawdziwy detektyw, spojrzała na resztę.
– Musimy iść za tropem.
– Nawet jeśli to trop… ptaka? – zapytała niepewnie Pola.
– Zwłaszcza jeśli to ptaka. Nikt nie rozsypuje karmy bez powodu.
Ślady ziarna faktycznie prowadziły dalej – od karmnika, przez próg balkonu, aż na klatkę schodową. Dzieci wciągnęły czapki i buty i ruszyły po cichu, jak oddział specjalny.
Antek, maszerując z tyłu, zapytał nagle:
– Ej, wiecie może, ile kroków robi wróbel na minutę?
Jakub odwrócił się z poważną miną. – Nie mam danych. A dlaczego pytasz?
Antek rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
– Bo wróbel nie robi kroków… wróbel skacze!
Przez chwilę panowała cisza, a potem Pola parsknęła śmiechem tak głośno, że echo odbiło się od ścian klatki.
– Świetny żart, agencie Szybka Łapa – przyznała Julka. – Ale teraz ciszej. Jesteśmy w trakcie śledztwa.
Na drugim piętrze ślady ziarna urwały się tuż przed drzwiami pani Irenki, starszej sąsiadki, znanej z tego, że dokarmiała ptaki od października do kwietnia.
Julka zapukała.
Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a zza nich buchnął ciepły zapach ziaren, pierników i… gołębi. Dosłownie. Z mieszkania wyleciały trzy wróble, które pofrunęły prosto na klatkę schodową.
– Och, dzieci! – zaśmiała się pani Irenka. – Znowu mi uciekły. Te ptaszki to małe urwisy.
– My właśnie prowadzimy śledztwo w sprawie rozsypanej karmy – oznajmiła Julka z całą powagą świata. – Czy może pani coś wiedzieć o dużym, szarym gołębiu z białym skrzydłem?
Pani Irenka spojrzała w bok, zamyśliła się i po chwili powiedziała:
– Aaa, to pewnie ten gagatek, co kradnie ziarno z mojego balkonu! Zawsze pierwszy, zawsze najgłośniejszy.
Antek spojrzał na resztę i szepnął teatralnie:
– Don Grrru. Szef wszystkich głoębi.
Julka zanotowała w notesie:
„Nowy dowód: Gołąb z białym skrzydłem widziany w rejonie. Podejrzany główny.”
Podziękowali i ruszyli z powrotem. W ich oczach sprawa zaczynała się układać jak idealna układanka.
Po południu w pokoju powstała scena jak z filmu detektywistycznego. Na tablicy wisiał plan balkonu, kilka zdjęć śladów i szkic gołębia z białym skrzydłem.
– Potrzebujemy dowodu ostatecznego – orzekł Jakub. – Akcji terenowej.
Z pomocą cioci ustawili na balkonie nowy karmnik i rozsypali kilka ziaren, tworząc pułapkę na podejrzanego. Dzieci schowały się za firanką z lornetką, notatnikiem i kubkami z kakao.
– Biuro Detektywistyczne w akcji. 14:47 – szepnęła Julka – Podejrzany w terenie.
Przez kilka minut nic się nie działo. Zimny wiatr hulał po balkonie, świecznik lekko drżał, a dzieci delikatnie przysypiały.
– Może on wie, że to pułapka – wymamrotał Antek. – Mafiosi mają szósty zmysł.
– Ciii – syknęła Pola. – Coś się ruszyło!
Rzeczywiście – worek z karmą delikatnie się poruszył, potem drugi raz… i nagle trach! – ziarno znów rozsypało się po całym balkonie!
Dzieci wyskoczyły zza firanki.
– Mamy go! – krzyknął Antek.
Ale na balkonie nie było żadnego gołębia. Tylko wiatr, który zakołysał firanką i przewrócił worek.
Wszyscy spojrzeli na siebie w ciszy.
– Czyli… to był tylko wiatr? – zapytała rozczarowana Pola.
Julka już miała zamknąć notes, gdy nagle usłyszeli znajome, niskie „Grruuuu”.
Na balustradzie usiadł duży gołąb z białym skrzydłem, spojrzał na nich z pewnością zawodowego przestępcy i… zaczął spokojnie dziobać ziarna.
– Don Grrru! – szepnął z podziwem Antek. – Wrócił na miejsce zbrodni!
Jakub podniósł notatnik i dodał:
– Albo po prostu wie, że sprawa już rozwiązana.
Wieczorem w biurze detektywistycznym trwało sporządzanie raportu. Julka dyktowała, Jakub pisał, Pola popijała kakao, a Antek rysował portret gołębia z napisem „Poszukiwany – niebezpieczny, ale głodny.”
Julka odczytała na głos:
„Sprawa numer jeden: Operacja Ziarno. Sprawcy: Wiatr – główny wykonawca. Gołąb Mafioso – korzystający ze sprzyjających warunków. Wnioski: winni w połowie, najedzeni w całości.”
– Myślę, że zasłużyliśmy na awans – powiedziała Pola.
– I na naleśniki – dodał Antek. – Detektyw nie działa na pusty żołądek.
Z uśmiechem zawiesili nowy szyld na drzwiach balkonu:
„Biuro Detektywistyczne Szymańscy i Spółka – sprawy rozwiązujemy, zanim odlecą.”




