Uciekający królik - bajka dla dzieci
Bajki o zwierzętach,  U Szymańskich

Szymańscy na wsi – Królicza pogoń

Poranek był leniwy i pachnący chlebem. W kuchni u babci Zosi rozlegał się stukot sztućców i ciche mlaskanie Antka, który właśnie próbował zjeść konfiturę malinową bez użycia łyżeczki.

– Antoś, to nie jest metoda zalecana przez ludzi kulturalnych – mruknęła Julka.

– To jest metoda ludzi głodnych! – odparł z przekonaniem.

Zanim Jakub zdążył wygłosić wykład o higienie, drzwi do kuchni otworzyły się gwałtownie. Wpadła przez nie sąsiadka – pani Halinka, w kaloszach i z rozwianą chustą.

– Kochani! Ratunku! Feliks uciekł!

Wszyscy zamarli.

– Kto uciekł? – zapytała Julka.

– Nasz królik! Wyszedł z zagrody, przeskoczył doniczkę i zniknął. Zniknął, mówię wam! Feliks to nie jest taki zwykły królik. On się przeciska przez dziury, jakby był z galaretki!

– Brzmi jak wyzwanie – powiedział Jakub, odkładając widelec.

– Podejmujemy akcję! – zadeklarowała Julka. – Ekipa Poszukiwawcza Szymańskich gotowa!

Babcia Zosia podeszła do szuflady i podała dzieciom siatkę z marchwią.

– Na przekupstwo. Feliks lubi rukolę, ale nie pogardzi niczym. Nawet pietruszką.

Antek wziął marchewkę i stuknął nią o blat.

– Czas złapać króliczego łobuza.

Dzieci ruszyły śladem uciekiniera, zaczynając od ogrodu pani Halinki. Grządki były nieco zadeptane, a konewka leżała przewrócona.

– Patrzcie! – zawołała Julka. – Tu jest ślad!

Na miękkiej ziemi widniał odcisk łapki – mały, ale wyraźny.

Jakub nachylił się i zmierzył go linijką z plecaka.

– Długość: 5 centymetrów. Głębokość: pół centymetra. Świeży. Feliks był tu nie dalej niż 10 minut temu.

– On chyba zjadł pół sałaty! – krzyknął Antek, wskazując gryzione liście.

– A tu… rozgrzebana ziemia. I doniczka w szklarni przewrócona – dodała Julka, wchodząc ostrożnie do środka.

Wewnątrz szklarni panował lekki bałagan. Kilka doniczek leżało na boku, z ziemi wystawał listek pietruszki.

– To miejsce zbrodni warzywnej – stwierdził Antek z powagą.

– Trop prowadzi dalej – zauważył Jakub, wskazując małą dziurę w siatce za szklarnią. – Tam mógł przejść.

Przy drucie znaleźli jeszcze kłębek szarego futra.

– On naprawdę istnieje – mruknęła Julka.

Za szklarnią znajdował się warzywnik. Między grządkami sałaty i buraków biegły kręte, małe ścieżki – jakby ktoś biegał w kółko. Z pewnością nie był to człowiek.

– Tu był! I chyba urządził sobie wyżerkę – powiedziała Julka.

Jakub pochylał się nad śladami, notując coś w zeszycie.

– Według rozmieszczenia zdeptanych roślin… biegł slalomem.

– Ja to przetestuję! – zawołał Antek i ruszył z miejsca, skacząc jak królik.

Jeden skok. Drugi. Trzeci – i… chlup!

Wylądował prosto w błotnistej kałuży przy grządce z koperkiem.

– To był taktyczny upadek. Dla dobra sprawy – oznajmił, siedząc w błocie.

– A Feliks się tym samym śmieje z cienia – powiedziała Julka, wskazując na lekko ugryzioną kalarepę.

Jakub dopisał do notatek:

„Króliki mają wyrafinowany gust. Preferują młode warzywa liściaste.”

Po akcji w warzywniku dzieci ruszyły ścieżką między jabłoniami. Sad pachniał wilgotną ziemią i ziołami, a na trawie leżało kilka jeszcze zielonych jabłek – jedno wyraźnie… nadgryzione.

– Klasyczny ślad zębów roślinożercy – ocenił Jakub, przysuwając szkło powiększające.

– Czyli Feliks był tu. I… miał przekąskę – dodała Julka.

Antek zadarł głowę.

– Może siedzi teraz na gałęzi i na nas patrzy?

– Króliki nie wspinają się na drzewa – rzucił Jakub, ale spojrzał na gałęzie… tak na wszelki wypadek.

Nagle Julka zamarła i pokazała palcem.

– Tam! Przy gruszy!

W cieniu drzewa, przy starym wiaderku na kompot, siedział królik. Faktycznie był szary, puchaty i miał minę jak ktoś, kto zjadł cudzą kolację i zastanawia się, czy ktoś się zorientował.

– Feliks – wyszeptała Julka.

Zbliżyli się ostrożnie.

– Marchewkę mam… – mruknął Antek, wyciągając ją z kieszeni. – Chodź, Feliksie… gryzaczu kalarepy…

Feliks spojrzał na nich, poruszył uszami… i zniknął jak duch – wskoczył między krzaki porzeczek i przebiegł przez żywopłot z prędkością błyskawicy.

– No nie! – jęknął Antek. – On ma turboskoki!

Dzieci pobiegły za nim, ale na końcu ścieżki była tylko pusta trawa i ślady łapek.

– Straciliśmy go… – powiedziała cicho Julka.

Jakub klęknął przy śladach.

– Musiał się gdzieś zatrzymać. Nie da rady biec bez końca. Ale teren jest zbyt rozległy.

– Może wrócił? – zaproponował Antek. – Do domu. Albo do… źródła kapusty.

Rodzeństwo spojrzało po sobie.

– Wracamy na podwórze – zdecydowała Julka.

Na podwórzu, przy drewutni, stała babcia Zosia z rękami splecionymi za plecami i tajemniczym uśmiechem.

– Macie gościa – powiedziała.

W cieniu drewutni stał koszyk z sianem, a w nim – Feliks. Zrelaksowany, z uchem przy opadniętym oczku i… obgryzaną marchewką w pyszczku.

– Sam wrócił. Przyszedł prosto pod kuchnię. Widocznie uznał, że wasza pogoń była zbyt wymagająca – powiedziała babcia z uśmiechem.

W tej samej chwili nadbiegła pani Halinka.

– FELIKS!!! Ty łobuzie! Już ja ci znajdę nowe zamknięcie do zagrody!

Feliks, nic sobie z tego nie robiąc, przeciągnął się i spojrzał z miną: „Przecież wróciłem, nie?”

Dzieci usiadły pod gruszą. Antek, nadal ubłocony, westchnął ciężko i spojrzał na plamę na kolanie.

– Przez niego mam kapustę na spodniach. I błoto w butach. I w duszy też mam trochę błota.

Julka otworzyła swój zeszyt przygód, położyła go na kolanach i zaczęła zapisywać wszystko, co zapamiętała – każde warzywo zjedzone przez Feliksa, każdy ślad w ziemi, każdą detektywistyczną hipotezę. Jej pismo było lekko krzywe od emocji.

Jakub przysunął się bliżej i dodał kilka zdań od siebie. Pisał dokładnie, z namysłem, podkreślając ważne słowa. Potem spojrzał na siostrę i brata.

– Wiecie… Feliks może uciekać, ile chce. Ale my już wiemy, jak go szukać.

Babcia wróciła z kuchni i przyniosła herbatę z mięty oraz ciepłe kawałki ciasta drożdżowego.

– W nagrodę za wytrwałość – powiedziała. – A Feliks… niech lepiej nie planuje kolejnej eskapady.

Antek, zajadając ciasto, spojrzał na Feliksa, który właśnie ziewał w koszyku.

– Może powinniśmy założyć króliczą straż?

Julka uśmiechnęła się szeroko, jakby już widziała odznaki i proporce.

– Tak. Ale ja dowodzę.

Jakub spojrzał na Feliksa i dodał:

– A ja stworzę mapę ucieczek. Na wszelki wypadek.

Feliks poruszył jednym uchem. Może zrozumiał. A może po prostu usłyszał szelest kolejnej marchewki.

🚀 To już koniec tej historii… ale to nie koniec przygód!

📖 Podobała Ci się ta bajka? To tylko część niezwykłego świata, który tworzę z pasją dla dzieci i rodziców. W moim pierwszym e-booku znajdziesz jeszcze więcej pięknych, wciągających opowieści, które rozbudzają wyobraźnię i uczą wartości!

💛 Kupując e-booka, wspierasz moją twórczość i pomagasz mi dalej tworzyć darmowe bajki dla wszystkich! Dzięki temu ten blog może istnieć i dostarczać radość dzieciom każdego dnia.

📚 Kup e-booka tutaj

Dziękuję, że jesteś częścią tej bajkowej podróży! 🌟✨


Jak podobała Ci się bajka?

Naciśnij odpowiednią liczbę gwiazdek 🌟

Średnia ocena: 5 / 5. Liczba oddanych głosów: 12

Oddaj pierwszy głos!

Przykro nam, że bajka nie przypadła Ci do gustu 😟

Pomóż nam się poprawić 🚀

Powiedz, czego zabrakło Ci w tej bajce

Jestem założycielem bloga i autorem bajek na bajkidoczytania.online. Po latach tworzenia opowieści "do szuflady" zdecydowałem się regularnie publikować je na blogu. Mam nadzieję, że Ty i Twoje dziecko znajdziecie tu coś dla siebie :)

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *