
Szymańscy na wsi – Operacja: Kura
To był leniwy, wiejski poranek. Słońce ogrzewało trawy, a cały ogród pachniał ciepłem i dojrzewającym latem. Podwórze babci Zosi stało się sceną swobodnej zabawy i niekończących się pomysłów.
Antek siedział przy piasku, mozolnie układając z patyków i kamyków zamek z fosą i dwoma wieżyczkami. Jakub rozłożył koc pod jabłonią i wertował książkę o mostach i konstrukcjach linowych, co chwilę podkreślając coś ołówkiem. Julka, jak zawsze czujna, notowała kolejne pomysły w swoim zeszycie przygód, zerkając od czasu do czasu w stronę kurnika, gdzie gdakanie kur było równie codzienne co dźwięk zegara w kuchni.
I właśnie to gdakanie, nagle podniesione do poziomu dramatycznego pisku, przyciągnęło ich uwagę.
– PIII-PIT! – rozległo się przeciągle, piskliwie, niemal rozpaczliwie.
Julka podniosła głowę.
– Co to było?
– Brzmi jak kura z problemem – mruknął Jakub, nie odrywając jeszcze wzroku od rysunku kratownicy.
Antek wstał natychmiast, otrzepując kolana.
– O nie. Brzmi jak kura w opałach!
Cała trójka ruszyła biegiem przez podwórze, kierując się w stronę ogrodzenia, gdzie dźwięki stawały się coraz bardziej nerwowe. Wśród malinowych krzaków i pokrzyw, tuż za płytkim, choć błotnistym rowkiem, zobaczyli ją: białą kurę z przekrzywionym grzebieniem, siedzącą na ziemi, kulejącą i z wyraźnie niezadowoloną miną. Nie była ich – należała do pani Halinki – ale dzieci znały ją dobrze. Zresztą, trudno było pomylić kogokolwiek z takim charakterem.
– Utknęła – stwierdziła Julka. – Wygląda na to, że nie da rady wrócić sama.
– Może poślizgnęła się na mchu. Albo… złamała pazur – dodał Antek z niepokojem.
– Trzeba jej pomóc – powiedział Jakub rzeczowo. – Ale nie mam rękawiczek, więc nie dotknę.
Julka spojrzała pytająco na Antka, który natychmiast zrobił krok w tył.
– Ja? A jak mnie dziobnie? Może broni jakiegoś sekretu!
– Musimy działać bezkontaktowo – oznajmiła Julka. – Delikatnie i z głową.
– Czyli jak? – zapytał Antek, coraz bardziej zainteresowany, ale wciąż ostrożny.
Jakub zamknął książkę i spojrzał w stronę rowku.
– Budujemy most ratunkowy.
I tak, w ciągu kilku minut, dzieci zebrały potrzebne materiały: paletę z drewutni, dwie deski z szopy, trochę sznurka, kilka cegieł do stabilizacji i dwie poduszki – „na wypadek, gdyby kura się zawahała”.
Jakub rozłożył zeszyt i narysował plan roboczy.
– Nazwiemy to Mostem Kura 1.0.
– A czemu nie 2.0? – zapytał Antek z powagą.
– Bo 1.0 jeszcze się nie zawalił – odparł Jakub bez mrugnięcia okiem.
Julka przywiązała sznurek do jednej z desek, tworząc coś na kształt poręczy.
– Potrzebujemy zachęty. Coś smakowitego na końcu mostu.
Antek pobiegł do kuchni i wrócił z resztką bułki z makiem. Julka dołożyła do tego listek sałaty.
– Zielony dywan powitalny. Wersja jadalna.
Most był gotowy. Nieco krzywy, trochę chwiejny, ale – co najważniejsze – stabilny i bezpieczny. Bułka czekała na końcu. Dzieci ustawiły się w pozycji obserwacyjnej: Julka za krzakiem, Jakub przy kompostowniku, Antek ukryty w trawie, szepczący jak trener sportowy przed finałowym biegiem.
– Dajesz, kurko! Jedziesz z tym dziobem!
Kura uniosła głowę, spojrzała raz w lewo, raz w prawo. Potem postawiła jeden krok. I jeszcze jeden. Zawahała się. Zatrzymała.
– Może potrzebuje więcej motywacji – wyszeptała Julka.
Antek wyjął okruszek ciasta drożdżowego i poturlał go delikatnie w stronę mostu.
To zadziałało. Kura weszła na deskę. Szła ostrożnie, zatrzymując się w połowie, jakby chciała sprawdzić, czy paleta wytrzyma. Gdy deska zaskrzypiała, uniosła lekko skrzydła, ale nie uciekła. Zrobiła jeszcze krok. I jeszcze jeden.
– Jeszcze kawałeczek… – szepnęła Julka z napięciem.
I wtedy, z pełną determinacją, ptasia bohaterka przeszła przez cały most, zjadła bułkę, zignorowała sałatę i… ruszyła spokojnie w stronę dziury w siatce, którą prawdopodobnie wyszła wcześniej.
– Zrobiła to – powiedziała Julka z uśmiechem.
– Most Kura 1.0: sukces – dopisał Jakub w zeszycie. – Udźwig: jeden ptak. Reakcja: pozytywna z elementem nieufności.
– Duma: ogromna – dodał Antek, otrzepując kolana.
Kiedy wrócili na podwórze, babcia Zosia stała już z dzbankiem lemoniady i trzema kubkami w kropki.
– Widziałam wszystko – powiedziała z uśmiechem. – I powiem wam, że nie każdy dzień zaczyna się od ratowania kury. Ale wasz zaczął się najlepiej.
Wieczorem, przy kolacji, dzieci z entuzjazmem opowiadały dziadkowi Frankowi o akcji ratunkowej, pokazując rysunki, notatki i zdjęcia.
– Zbudowaliście most dla kury… – mruknął dziadek z rozbawieniem. – Ciekawe, co zbudujecie jutro.
– Może most dla jeża? – zaproponował Antek.
– Albo platformę widokową dla bociana – dorzuciła Julka.
Jakub tylko się uśmiechnął i dopisał coś do zeszytu:
„Zasada numer jeden w inżynierii wiejskiej: nawet kura zasługuje na dobry projekt.”
🚀 To już koniec tej historii… ale to nie koniec przygód!
📖 Podobała Ci się ta bajka? W moich e-bookach znajdziesz wciągające przygody, niezwykłych bohaterów i opowieści, które rozpalą wyobraźnię Twojego dziecka. ✨ Odkryj pełną smoków i odwagi opowieść o Księżniczce Aleksandrze lub rusz w kosmiczną misję z Kosmicznymi Dzieciakami!
💛 Kupując e-booka, wspierasz moją twórczość i pomagasz mi dalej tworzyć darmowe bajki dla wszystkich! Dzięki temu ten blog może istnieć i dostarczać radość dzieciom każdego dnia.
📚 Kup e-booka tutajDziękuję, że jesteś częścią tej bajkowej podróży! 🌟✨

