
Szymańscy w mieście – Zimowa olimpiada
Za oknem prószył śnieg, a telewizor świecił jasnym blaskiem. Na ekranie – sportowcy z całego świata zjeżdżali z gór, skakali na nartach i kręcili piruety na lodzie. W salonie panowała cisza, przerywana tylko odgłosem narratora z telewizji:
– Reprezentant Polski zdobywa srebro w slalomie!
Julka klasnęła w dłonie.
– Widzieliście, jak oni pędzą? Ja bym tak chciała raz zjechać z góry, aż śnieg by się zatrząsł!
– Ja też – dodał Antek. – Ale na reklamówce. Szybsza, tańsza i nie wymaga serwisu.
Jakub wpatrywał się w ekran z powagą.
– Oni jadą z taką prędkością! Gdyby zmniejszyć opór powietrza o dwa procent, zyskają pół sekundy.
– Albo złapią katar – mruknęła Pola, która właśnie weszła do pokoju z kubkiem gorącej czekolady. – Ja to wolę oglądać sport niż się męczyć.
Tata roześmiał się zza stołu.
– Kiedy ja byłem w waszym wieku, robiliśmy zawody na sankach o Puchar Góry!
– A my możemy zrobić… olimpiadę! – wykrzyknął nagle Antek. – Prawdziwą! Naszą!
Julka spojrzała na niego z błyskiem w oczach.
– Miejską olimpiadę zimową!
– Igrzyska Szymańskich – poprawił Jakub, już sięgając po notes. – Potrzebna będzie lista konkurencji, tabela punktacji i regulamin.
Pola uniosła brew.
– Serio? Wokół śnieg po kolana, a wy chcecie robić zawody?
– Właśnie dlatego! – odpowiedziała Julka. – Bo to idealny teren!
Mama zajrzała z kuchni z łyżką w ręce.
– Jeśli będziecie biegać po śniegu, to nie zapomnijcie czapek. I może flagi? Każda reprezentacja potrzebuje flagi.
– Będzie flaga! – zawołał tata. – Mam stary koc i marker. Stworzymy flagę Szymańskich!
Następnego ranka dzieci zebrały się przy stole w kuchni. Każde z nich miało inny pomysł.
Julka chciała konkurencję artystyczną – ślizganie z gracją po lodzie.
Antek nalegał na zjazd na reklamówkach z górki między blokami.
Jakub zaproponował rzut śnieżką do celu z systemem punktowym, a Pola wymyśliła bieg przez zaspy.
– I to wszystko w jeden dzień? – zapytała mama, nalewając herbatę.
– Tak! – odpowiedziała Julka z entuzjazmem. – I jeszcze taniec na lodzie na końcu.
– Ale to nie taniec, tylko przewracanie – poprawiła Pola z uśmiechem.
– Tym lepiej! – stwierdził Antek. – Będzie bardziej widowiskowo!
Julka rozłożyła kartkę i narysowała tabelę wyników.
– Każda konkurencja ma maksymalnie pięć punktów. Styl, pomysł i uśmiech – to się liczy.
Jakub podniósł głowę znad notatek.
– A kto będzie sędzią?
– Ty! – odpowiedziała cała trójka równocześnie.
Jakub kiwnął głową z powagą.
– W takim razie zamieniam się w arbitra. Z miarką.
– A ja komentatorem! – dodał Antek. – Zawodniczka numer jeden startuje do zjazdu! Iiii… już leży!
Pola parsknęła śmiechem.
– Dobra, zgoda. Robimy to. Ale chcę mieć pseudonim sportowy.
– Wszyscy będą mieli – stwierdziła Julka. – Ja będę Lodowa Błyskawica, Jakub to Profesor Płatek, Antek – Turbo Ślizg, a ty, Pola… hmm… może Zimowy Feniks?
– Brzmi dobrze – przyznała Pola. – Byle nie musieć odradzać się z każdej wywrotki.
Po południu, na balkonie, zawisła flaga Szymańskich. Tata stanął w drzwiach z radiem, z którego leciała muzyka marszowa.
– Uroczyste otwarcie Igrzysk Miejskich uważam za rozpoczęte! – ogłosił z powagą.
Julka, Antek, Jakub i Pola stali w rządku, trzymając w rękach miotły i łopaty jako sztandary.
Śmiech mieszał się z powiewem zimnego powietrza.
– A teraz – ogłosił Jakub – czas na pierwszą konkurencję: zjazd na reklamówkach!
Julka poprawiła czapkę, Pola zawiązała szalik jak opaskę sportową, a Antek podniósł reklamówkę z nazwą lokalnego marketu.
– Startujemy na górce przy bloku! – krzyknął. – Kto pierwszy na dole, ten zdobywa złoto!
Zeszli na podwórko, a śnieg skrzypiał pod butami. Słońce odbijało się w białych zaspach, a z daleka widać było, jak inne dzieci lepią bałwana.
Rodzeństwo i Pola stanęli na szczycie górki.
– Gotowi? – zapytał Jakub z telefonem w ręce, gotów mierzyć czas.
– Zawsze! – odpowiedzieli chórem.
– Trzy… dwa… jeden… START! – zawołał Jakub, naciskając stoper.
Julka, Antek i Pola ruszyli z górki. Reklamówki szurały po śniegu, a śmiech niósł się po całym podwórku.
Antek wystartował z takim rozmachem, że przeleciał połowę trasy, po czym wpadł w zaspę i zniknął po czubek czapki.
– Mam awarię! – krzyknął, machając rękami.
Julka zjechała ostrożniej, ale płynnie, z wdziękiem, jak prawdziwa zawodniczka olimpijska.
Pola natomiast zaryzykowała – pojechała tyłem, śmiejąc się tak głośno, że echo odbijało się od sąsiednich bloków.
– Czas! – zawołał Jakub. – Pola: siedem sekund! Julka: osiem! Antek… hmm… dalej jedzie!
– Ale stylowo! – dodała Pola, wyciągając kuzyna z zaspy. – Turbo Ślizg w akcji!
– Turbo Ślizg nie poddaje się! – odparł dumnie Antek, otrzepując czapkę ze śniegu.
Kolejną konkurencją był rzut śnieżką do celu. Na środku podwórka ustawili metalowy kosz.
– Trzy próby na osobę! – ogłosił Jakub. – Punkt za każde trafienie.
Julka uformowała perfekcyjną kulkę, wykonała zamach i… traf! Potem drugi, trzeci – trzy na trzy.
– Profesjonalizm – oceniła Pola. – Widać, że ma rękę do śniegu.
Antek rzucił z całych sił, ale śnieżka poleciała… prosto w okno klatki schodowej.
– Eee… minimalne przesunięcie w trajektorii – mruknął.
Pola próbowała ostrożniej, ale jej trzecia śnieżka, zamiast w kosz, trafiła w tatę, który patrzył z okna.
– Dodatkowy punkt za ruchomy cel! – zawołał śmiejąc się.
Jakub zanotował wyniki i ogłosił:
– Po dwóch konkurencjach prowadzi Julka, ale Pola depcze jej po piętach.
– To dopiero rozgrzewka! – zapowiedział Antek. – Czas na bieg z przeszkodami!
Następnie przyszedł czas na bieg przez zaspy. Tor zaczynał się przy ławce i kończył przy drzewie. Dzieci miały przebiec slalomem między śnieżnymi kopcami, przeskoczyć zaspę i wrócić po śladach.
Julka ruszyła pierwsza – szybka, ale ostrożna.
Pola biegła za nią, śmiejąc się i potykając, a Antek… po prostu się przewrócił, ale uznał to za część planu.
– Taktyczny upadek, żeby zmylić przeciwnika! – tłumaczył, tarzając się po śniegu.
Julka dotarła pierwsza, Pola zaraz za nią, a Antek zakończył bieg efektownym orłem.
Jakub zanotował:
– Wszyscy zdobywają maksymalną punktację za walory widowiskowe.
– Czyli remis? – zapytała Julka.
– Czyli wspólne złoto! – uśmiechnął się Jakub.
Ostatnią konkurencją był taniec na lodzie. Na małym placyku przy bloku, gdzie śnieg był zbity i błyszczał, dzieci zaprezentowały własny taniec.
Julka wykonywała piruety, rozkładając ręce jak prawdziwa łyżwiarka.
Pola zrobiła wielki skok i wylądowała na kolanach – z takim śmiechem, że wszyscy się zaraz zarazili.
Antek spróbował obrotu, ale zakończył go lądowaniem na pupie, które głośno skomentował:
– Dwa punkty za styl, pięć za twardość!
– Ciekawe jak wyglądają wyniki końcowe – stwierdziła Pola, zacierając ręce.
W domu czekały już na nich medale zrobione z nakrętek i tasiemek.
Mama grała na garnkach hymn igrzysk, a tata komentował:
– I oto reprezentacja osiedla zdobywa wszystkie medale świata!
Julka trzymała flagę, Pola podniosła medal do góry, a Antek śpiewał wymyślony na poczekaniu hymn o śniegu i przygodzie.
A gdy wieczorem śnieg znów zaczął sypać, dzieci patrzyły przez okno na flagę Szymańskich. Śmiali się, planując kolejną edycję igrzysk, bo w ich świecie zimą zawsze można zdobyć złoto – wystarczy chcieć się bawić.




