
Cheddaria w opałach – Szczurzy lord
Wczesny poranek w Dolinie Cheddarii pachniał jak zawsze — z jednej strony mąką i serem, z drugiej — kwiatami rumianku rosnącymi pod murami. Mysie dzieci turlały kłębki nici, mysi grajek stroił lutnię, a na wieży strażniczej, jak co dzień, stał Sir Gucio.
W hełmie przekrzywionym lekko na bok i z miną godną fresku wypatrywał znaków z nieba. A konkretnie — chmur, które przypominały mu smoka.
— Dziś… czuję ferment. Serowy ferment! — powiedział do siebie z powagą.
Nieopodal, po drugiej stronie wzgórza, w starym kufrze wyścielonym aksamitną tkaniną, kot Franz zakładał perukę.
Franz nie był zwyczajnym kotem. Był artystą. Duszą teatru. Przebierańcem nad przebierańce. I właśnie rozpoczynał dzień od swojej najnowszej roli:
— Lord Szczur z Południowego Królestwa… syn Hrabiny Nitki i Księcia Kluseczki… — szeptał, robiąc miny do lustra. — Mój akcent, moja postawa, moja duma! Gotowy do wejścia jako prawdziwa legenda!
Na plecach dźwigał skrzynię. Wielką, ozdobioną wstęgami i napisem: „Dar pokoju”. W środku znajdowała się rzeźba z sera, zatytułowana Pomnik Braterstwa. Franz wcisnął do niej dodatkowo kawał pleśniowego sera, który planował użyć jako dymny wabik. Niestety, nie przewidział, że słońce będzie akurat tak mocne…
Podszedł pod bramę Cheddarii. Stał tam dumnie, wyprostowany, w pelerynie z koronki i z przyklejonymi wąsami. Na głowie miał koronę z nakrętek.
Strażnicy spojrzeli po sobie.
— Znowu ktoś? — spytał jeden.
— Ale zobacz, jaki stylowy… — odparł drugi.
W tym momencie pojawił się Sir Gucio.
— Czcigodny Lordzie! — zakrzyknął. — Niechże Cheddaria przyjmie cię z otwartymi bramami!
Franz uklęknął teatralnie.
— Przynoszę pokój, ser i wspólnotę! — powiedział niskim głosem. — I dar dla waszego monarchy.
Skrzynia została wniesiona na plac zamkowy. Zaczęła lekko parować.
Myszki zbiegły się z ciekawością. Dzieci przyglądały się serowej rzeźbie.
— Czemu ona się rusza? — spytała jedna z nich.
Franz oblizał wargi. Zaczęło mu się robić słabo. Ser pleśniowy fermentował szybciej, niż przypuszczał. Zapach był coraz mocniejszy.
Gucio przybliżył się do skrzyni.
— To zapewne… duch serowego pokoju!
W tym momencie jedna z mysich dziewczynek kichnęła, potknęła się i przypadkiem upuściła rzeźbę.
Z trzaskiem upadła na ziemię i z wnętrza buchnęła chmura smrodu tak gęsta, że nawet gołębie zerwały się z dachu.
Dzieci zaczęły krzyczeć. Jedna mysz mdlała w ramionach koleżanki. Mysi grajek zemdlał z lutnią w objęciach.
Franz, oszołomiony, zatoczył się do tyłu i wpadł do wiadra z wodą.
Sir Gucio podniósł miecz.
— Próba pokojowa zakończona! Sabotaż zapachem! Na moich honorowych wąsach, nie dam Cheddarii utonąć w pleśni!
Zamieszanie trwało jeszcze chwilę, po czym skrzynię wyrzucono za mury. Myszki otworzyły wszystkie okna, a mysi kucharz przygotował napar z rumianku dla całego placu.
Wieczorem Gucio stanął na murach i przemówił:
— Nie wszystkie dary są szczere, nie wszystkie wąsy prawdziwe. Ale serce Cheddarii bije czysto i nie zna pleśni!
Dzieci zaśpiewały nową zwrotkę pieśni Gucia:
„Gdy przyjdzie lord fałszywy, z darem co mdli,
To Gucio go przejrzy, nim zgaśnie dzień miły!”
A Franz, siedząc samotnie na skraju wzgórza, suszył koronę z nakrętek i szeptał:
— Nigdy więcej sera w zamkniętej skrzyni. Nigdy.
I znów, jakimś cudem, Cheddaria uniknęła katastrofy dzięki rycerzowi, który nie zawsze rozumie sytuację — ale zawsze reaguje z honorem.

