Bryła lodu - bajka na dobranoc
Bajki o smokach,  Smoczy strażnik

Smoczy strażnik – 7: Wewnętrzny ogień

Dzień w Cytadeli był chłodny i dziwnie cichy, jakby nawet wiatr nie miał odwagi unosić się zbyt wysoko. W powietrzu unosiło się napięcie, które dało się poczuć pod łuskami. Nawet wodospady przy Złotej Wieży szumiały ciszej niż zwykle.

Lumo nie wiedział jeszcze, co dokładnie się stało. Wiedział tylko, że coś było nie tak.

– Mówią, że Glaciena nie wróciła z treningu – szepnął Chlapek, wyglądając zza stosu zwojów. – Podobno poszła do Labiryntu Lodowego Lustra i… przepadła.

– Jak to „przepadła”? – Lumo zmarszczył brwi. – Przecież to Glaciena. Strażniczka lodu. Nikt nie zna tych rejonów lepiej niż ona.

– No właśnie – odparł Chlapek. – I dlatego to martwi wszystkich jeszcze bardziej.

W sali obrad Rada zbyła temat lakonicznie – Glaciena zna ryzyko. Da sobie radę. Ale coś w spojrzeniu Ventura zdradzało niepokój. A Lumo… czuł to głęboko. Coś było nie tak. Coś więcej niż fizyczna pułapka.

Wieczorem, przy wejściu do groty, Lumo siedział z Flavią. Gwiazdy lśniły nad Cytadelą, a nocne światła magicznych latarni kołysały się w powietrzu.

– Chcę tam iść – powiedział nagle.

Flavia milczała. Jej skrzydło drgnęło, ale nie odezwała się przez dłuższą chwilę. W końcu powiedziała cicho:

– I tak byś poszedł. Tylko… nie próbuj być bohaterem. Nie tam. Jeśli cokolwiek poczujesz – wracaj.

Lumo uśmiechnął się blado.

– Obiecuję.

– Tylko proszę – dodała – nie zatrać się w cudzym lustrze.

Wejście do Labiryntu Lodowego Lustra przypominało paszczę ogromnej bestii – paszczę, w której zęby były z lodu, a język ze szkła. Dawno opuszczone, zapomniane miejsce – przynajmniej przez tych, którzy lubili ciepło i spokój.

– To najgorszy pomysł od czasu, kiedy zjadłem błyszczący orzech – mruknął Chlapek, siedząc w torbie przy piersi Lumo.

– Zjadłeś go, bo myślałeś, że to magiczne winogrono – przypomniał mu Lumo.

– Bo wyglądało jak magiczne winogrono! – oburzył się Chlapek. – Poza tym wciąż nie wiem, czy nie mam w sobie odrobiny lewitacji.

Lumo zaśmiał się pod nosem i wszedł do środka.

Labirynt przyjął ich chłodem.

Ściany były z lodu, ale nie zwykłego – błyszczały jak żywe szkło, z lekkim błękitnym światłem. Z każdego kąta odbijał się obraz Lumo i Chlapka – ale nie zawsze wiernie. Inne poruszały się z opóźnieniem. Zdarzało się też, że robiły coś zupełnie innego.

A czasem… mówiły.

– Nie jesteś gotowy… – wyszeptało echo.

Lumo przystanął. Spojrzał na swoje odbicie. Nie był pewien, czy to było jego odbicie – czy może kogoś innego. Kogoś, kto kiedyś zawiódł.

– One mówią – szepnął Chlapek. – Nie lubię, jak ściany gadają. To się kończy śliskimi łapami.

– To tylko iluzje – powiedział Lumo, choć sam nie był pewien, czy w to wierzy.

Po długiej wędrówce – skręcającymi tunelami, wąskimi gardłami lodowych przejść i pod łukami świecących kryształowych sufitów – dotarli do dużej komnaty.

I tam ją zobaczył.

Glaciena.

Stała w centrum. Nieruchoma. Uwięziona w magicznym kręgu lodu. Jej oczy były zamknięte, a wokół niej wirujące drobiny śniegu tworzyły sferę tak zimną, że powietrze przy niej drżało.

Lumo poczuł ból w łapach już kilka kroków wcześniej. Mróz był nienaturalny. Nie fizyczny – magiczny. Zaklęty.

– Glacieno! – zawołał, robiąc krok do przodu.

Reakcja była natychmiastowa. Krąg zadrżał, a chłód uderzył jak fala. Odbił się od jego piersi i odepchnął go do tyłu.

Glaciena drgnęła. Otworzyła oczy z wysiłkiem.

– Nie… dotykaj… – wyszeptała. – To nie… zwykły lód…

Lumo znów spróbował zionąć ogniem. Wziął głęboki oddech i wypuścił strumień gorąca – ale płomień zgasł, zanim zbliżył się do bariery. Lód przyjął go… i zrobił się grubszy.

– Dlaczego to nie działa? – szepnął.

– To… emocja – odpowiedziała Glaciena ledwie słyszalnie. – To… gniew. Zamknięty w magii.

Lumo cofnął się. Spróbował ponownie – tym razem z jeszcze większą siłą. Buchnął płomień, ale został znów odbity.

– Co jest z moim ogniem?! – krzyknął z rozpaczą w głosie.

– Może nie z ogniem jest problem – odezwał się Chlapek z torby. – Może z tobą.

– Dzięki, to bardzo pomocne – warknął Lumo.

– Nie no, w sensie… twoje emocje. Mówiła, że to gniew. Może ty też się złościsz, że nie działa? I to się zapętla? Może… musisz spróbować inaczej?

Lumo usiadł. Przez chwilę patrzył tylko na zamrożoną Glacienę. A potem przymknął oczy.

– Co robisz? – zapytał Chlapek niepewnie.

– Nie próbuję walczyć.

Lumo siedział w ciszy.

Nie próbował zionąć. Nie próbował rozkazywać ogniowi. Po prostu był.

Oddychał spokojnie, powoli. Myślał o Glacienie – nie jak o surowej Strażniczce, która kiedyś go wyśmiała, ale jak o kimś, kto potrzebował pomocy. Jak o kimś, kto był teraz sam.

„Ogień nie musi palić” – przypomniał sobie słowa Flavii sprzed lat. „Czasem wystarczy, że ogrzewa.”

Lumo pomyślał o tym, jak sam kiedyś siedział zziębnięty i smutny po Próbnej Zniczy, a Flavia przytuliła go skrzydłem bez słowa. Jak wtedy nie potrzebował mocy, tylko ciepła. Zrozumienia. Obecności.

I wtedy poczuł coś w sobie. Coś innego niż zwykle.

Ciepło… ale łagodne. Nie buzujące gniewem ani strachem. Nie wybuchowe. Czułe.

Z jego pyska uniósł się delikatny, złotawy płomień. Nie buchający. Nie groźny. Powolny. Miękki. Jak promień porannego słońca.

Płomień dotknął kręgu lodu… i nie został odrzucony.

Lód zadrżał. A potem… zaczął topnieć.

Cicho. Równo. Bez huku. Kropla po kropli, lodowa skorupa opadała, aż zniknęła zupełnie. A Glaciena opadła na kolana, oddychając z ulgą.

– Ty… – powiedziała słabo. – Nie użyłeś siły…

– Nie musiałem – odparł Lumo cicho. – Wystarczyło… że chciałem pomóc.

Powrót do Cytadeli odbył się w milczeniu. Glaciena była wyczerpana, Lumo – zamyślony, a Chlapek zaskakująco cicho przysypiał w torbie.

Rada zebrała się wyjątkowo szybko. Nikt nie oczekiwał Glacieny tak szybko – a już na pewno nie w towarzystwie Lumo.

Strażniczka stanęła pośrodku sali i opowiedziała wszystko: o lodzie, o labiryncie, o emocji, która więziła ją mocniej niż jakiekolwiek zaklęcie.

– Próbowałam walczyć ogniem, jak zawsze – powiedziała. – Ale lód… nie uznał siły. To nie moc mnie uratowała.

Spojrzała na Lumo.

– To intencja. To jego spokój i troska pokonały barierę. Jego ogień… nie był gorący. Był prawdziwy.

Na sali zapanowała cisza.

Nawet Rokan, który zwykle pierwszy parskał śmiechem, patrzył teraz na Lumo z czymś na kształt… szacunku.

Venturo siedział w cieniu. Uśmiechał się pod nosem.

Wieczorem, gdy Cytadela zasypiała, Lumo siedział przy swojej ulubionej skale, patrząc na niebo. Gwiazdy wydawały się jaśniejsze niż zwykle. A może po prostu… on patrzył inaczej.

Flavia usiadła obok niego.

– Twój płomień był inny – powiedziała.

Lumo spojrzał na swoje łapy. Nadal czuł w nich ciepło. Ale nie to zwykłe, wewnętrzne. To było coś więcej.

– Bo po raz pierwszy… nie był tylko mój – odparł. – On był dla niej.

Chlapek wychylił się z legowiska z kocykiem na głowie.

– I nie trzeba było niczego zjadać, ani uciekać przed lawiną zaklęć! Ja to nazywam rozwojem!

Lumo roześmiał się cicho.

W tej jednej chwili nie musiał już nikomu nic udowadniać. Wystarczyło, że zrozumiał. A zrozumienie… było silniejsze niż największy płomień.

Jak podobała Ci się bajka? 🌟

Średnia ocena: 4.7 / 5. Liczba oddanych głosów: 10

Oddaj pierwszy głos!

Przykro nam, że bajka nie przypadła Ci do gustu 😟

Pomóż nam się poprawić 🚀

Powiedz, czego zabrakło Ci w tej bajce

Jestem założycielem bloga i autorem bajek na bajkidoczytania.online. Po latach tworzenia opowieści "do szuflady" zdecydowałem się regularnie publikować je na blogu. Mam nadzieję, że Ty i Twoje dziecko znajdziecie tu coś dla siebie :)

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bajki dla dzieci do czytania | Darmowe bajki na dobranoc
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.