Ruiny zamku
Bajki o smokach,  Smoczy strażnik

Smoczy strażnik – 6: Wezwanie z przeszłości

Noc w Aurum bywała cicha, ale nie była spokojna. Tego wieczoru wiatr szarpał koronami drzew, lewitujące skały skrzypiały przy zderzeniach, a na niebie co chwilę przemykał błysk dalekiej burzy.

W swojej grocie Lumo przewracał się z boku na bok. Mimo ciepłego posłania i miękkiego światła kryształów nie potrafił zasnąć. Każdy zamknięty powieką obraz zmieniał się w coś dziwnego – spiralne schody, płonącą wieżę, kryształy świecące z wnętrza ziemi. I głos.

„Lumo… Lumo… przyjdź…”

Otworzył oczy. Serce waliło mu jak dzwon. Usiadł powoli, nasłuchując.

„Wróć tam, gdzie wszystko się zaczęło…”

Zadrżał. Spojrzał na Chlapka, który spał zwinięty w rulonik, przykryty kocem z mchu. Mruknął coś przez sen: „Nie… nie więcej błyszczących zaklęciokichnięć…”

Lumo podniósł się i wyszedł z groty. Zimny wiatr uderzył go w pysk, niosąc ze sobą znajomy zapach burzy i wilgotnej magii. Wysoko na niebie księżyc przypominał srebrną smoczą łuskę.

Po chwili usłyszał ciche skrzypnięcie – Flavia wylądowała obok niego, jakby przeczuła, że go nie będzie w środku.

– Znów go słyszałeś? – zapytała bez gniewu.

Lumo skinął głową.

– Wołał mnie… do jakiegoś miejsca. Nie powiedział gdzie, ale… czuję, że wiem.

– To tylko szept – powiedziała spokojnie. – Może echo tego, co już usłyszałeś. Lumo, nie możesz biec za każdym cieniem. Zwłaszcza nie sam.

– Ale co, jeśli to ważne?

Flavia westchnęła i spojrzała mu prosto w oczy.

– Jeśli to naprawdę coś ważnego, to przyjdzie też za dnia. Obiecaj mi, że nigdzie dziś nie pójdziesz.

Lumo zawahał się. Serce mu biło szybciej.

– Obiecuję – wyszeptał w końcu.

Ale jego ogon już lekko drgał. Bo decyzja zapadła.

Gdy noc pogrążyła Cytadelę w ciszy, Lumo wymknął się. Zostawił liścik Chlapkowi: „Nie budź Flavii. Wrócę o świcie.”

Nie leciał z mapą. Nie miał konkretnego kierunku. Ale wiatr go prowadził, cicho szepcząc: „Dalej… głębiej… kamienna wieża…”

Przeleciał nad oszronionymi dolinami, nad jeziorami, w których odbijały się gwiazdy, aż w oddali zobaczył coś dziwnego: ruiny. Jakby część góry kiedyś była wieżą – a potem coś ją połamało, stopiło i porzuciło.

Wylądował cicho. Powietrze wokół drżało – nie od chłodu, ale od czegoś… magicznego.

Wieża była porośnięta mchem, ale nie zniszczona całkiem. Częściowo stały jeszcze schody, wypalone rzeźbienia i fragmenty ścian z literami, których Lumo nie rozpoznawał. W powietrzu czuć było zapach zaklęć – coś między dymem, kurzem i błyskiem.

Wszedł ostrożnie do środka. Wewnątrz panowała ciężka cisza – jakby sam czas zawisł w powietrzu. Na ścianach widniały symbole przypominające skrzydła, smocze pazury, błyskawice i spiralne kręgi.

– Co to za miejsce? – szepnął do siebie.

– Miejsce stworzone przez Umbrena.

Lumo podskoczył. Z mroku wyłonił się Venturo. Jego skrzydła zaszumiały cicho, jakby nie były z materii, ale z samego powietrza.

– Ty?! – wykrzyknął Lumo. – Skąd wiedziałeś…?

– Ten głos prowadzi nie tylko ciebie – powiedział cicho Venturo.

Zapadła cisza. Przez zawalony strop wieży do środka wpadały promienie księżyca.

– Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytał Lumo.

– Bo nie wszyscy są gotowi, by wiedzieć.

– A ja?

Venturo spojrzał mu w oczy.

– Może właśnie dlatego go słyszysz.

– Ale dlaczego ja?

Venturo milczał przez chwilę. Potem przeszedł w głąb komnaty.

– Umbren zbudował tę wieżę wiele lat temu. Próbował połączyć smoczą magię z ziemią. Chciał zakląć energię smoków w kamień, by trwała wiecznie. Nikt nie wie, czemu się nie udało. Ale coś… zostało.

– I teraz wraca?

Venturo skinął głową.

– Każda moc zostawia ślad. A każda krzywda – echo.

Lumo podszedł bliżej jednej ze ścian. Dotknął jej łapą.

W tej chwili ziemia lekko drgnęła. Zawalone kamienie przesunęły się. Ze stropu odpadł fragment kolumny, który runął tuż obok nich.

– Musimy się stąd wycofać – powiedział Venturo, rozpościerając skrzydła. – To miejsce pamięta więcej, niż chciałoby ujawnić.

Wylecieli z ruin tuż przed tym, jak jedna ze ścian zaczęła pękać. Gdy wzbili się w powietrze, Lumo spojrzał w dół. Wieża – choć zniszczona – tliła się delikatnym światłem od środka.

– Umbren nie zniknął – powiedział Venturo. – Po prostu czekał.

Gdy Lumo wrócił do Cytadeli, nie było jeszcze świtu. Ale Flavia już czekała.

Siedziała przy wejściu do groty, otulona w pelerynę, z oczami zmęczonymi… ale czujnymi.

– Okłamałeś mnie – powiedziała cicho.

Lumo opuścił głowę.

– Musiałem… On mnie wzywał. I wieża… była tam naprawdę. A Venturo…

– A co, jeśli coś ci się stało? – przerwała. – Co, jeśli ta magia cię skrzywdzi?

– Nie chciałem cię zmartwić…

– Ale mnie zmartwiłeś. Bo jeśli ciebie zabraknie – mnie też czegoś zabraknie.

Lumo zamknął oczy. W jego piersi kotłowało się wszystko – poczucie winy, ciekawość, lęk i… pewność.

– Obiecuję… że już nie pójdę sam – powiedział.

Flavia nie odpowiedziała od razu. Potem tylko objęła go skrzydłem.

A gdzieś daleko, na horyzoncie, noc powoli się kończyła.

Jak podobała Ci się bajka? 🌟

Średnia ocena: 4.7 / 5. Liczba oddanych głosów: 6

Oddaj pierwszy głos!

Przykro nam, że bajka nie przypadła Ci do gustu 😟

Pomóż nam się poprawić 🚀

Powiedz, czego zabrakło Ci w tej bajce

Jestem założycielem bloga i autorem bajek na bajkidoczytania.online. Po latach tworzenia opowieści "do szuflady" zdecydowałem się regularnie publikować je na blogu. Mam nadzieję, że Ty i Twoje dziecko znajdziecie tu coś dla siebie :)

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bajki dla dzieci do czytania | Darmowe bajki na dobranoc
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.